FRAZA NR 94 / 2016 – JESTEŚMY WSZĘDZIE I NIGDZIE
- Jacek GUTOROW, Czytając wiersze Andrzeja Buszy
- Barbara LUDWICZAK, Melancholia Obcego w prozie Anthony’ego Trollope’a
- Sylwia MAJDOSZ, Pamięć i tożsamość – dylogia Romana Grena
- Jiři ČERVENKA, *** Sen…, *** Styczeń…, Twarz śpiącej, Idylla, *** Gdzie idziemy…, *** Po pogrzebie…, *** Nieruchome drzewa…, W szpitalu, ***Wiersze rodzą się…, przełożył Karol Maliszewski
Jiři Červenka
***
Sen jak z Charmsa. Ukochana mówi mi,
że muszę kochać tą, która mnie nie kocha,
by mnie kochała ta, do której nic nie czuję.
Uśmiecha się i kładzie palec na ustach.
Że niby tajemnica? Klucz do rzeczywistości?
Wszystko jest tak dawno, jakby tego wcale
nie było. I nawet żal
nierealny jak świat wokół.
***
Styczeń nie sprzyja miłości. Ściska
gardło potoku. Ścina limfę w pniach.
Z komina zakładu dym leci. Biel
miesza się z szarością. Po zamarzniętym stawie
krąży jakaś para. Kawki na niebie.
Zegar odezwał się na wieży. Przed pocztą
lampa świeci. Gdzie list od ciebie?
Zawiana szosa. Kwiaty mrozu w oknie.
TWARZ ŚPIĄCEJ
Twarz jest zasłoną duszy,
a usta blizną, która duszę
oddziela od świata. Oczy pod powiekami
są kluczem do znaczeń,
a nie do niego. Nos tworzy granicę
między światłem a cieniem.
Tędy wiodą przejścia do ogrodów
barw i woni. Czoło jest twoją kryjówką.
Monada bez okien i drzwi.
Lustro wszechświata, ciemny sen.
Do wnętrza nie wejdę. Jakbym z daleka
chwytał tylko ulotne odbicie
na białym płótnie skóry.
IDYLLA
Jastrzębia wieża? Poniemieckie gospodarstwo w ruinie.
Na strychu siano, w piwnicy szczury.
I okna jak oczy szaleńca. Bezmyślnie
zapatrzone. Mieszkamy na parterze.
Kuchnia, dwa pokoje. Ja i żona.
W nocy, gdy wiatr do nas dołączy,
trzeszczą belki, skrzypią okiennice.
Na schodach kroki. Promień księżyca.
Tajemnicze cienie za oknem
giną po cichu. Zasłon nie mamy.
Wstajemy o szóstej. Więc po co telewizja?
Zamglone lasy. Wygasłe kopalnie.
Cudny widok w głąb doliny. Latem siedzę na dworze
z maszyną do pisania. W cieniu
przy ścianie, gdzie białe drobne kwiaty –
chrzan kwitnie. A zimą, gdy się już ściemni,
w kuchni przy piecu.
***
Gdzie idziemy
i skąd właściwie my tu?
Od videlskiego krzyża*
coraz wyżej i wyżej. Ścieżka
w mrok i skały. Nad nami
cichy płaskowyż. Tacy mali
na dnie kosmicznego morza,
krążąc po ciemnych zaroślach.
***
Po pogrzebie z kumplami
przed gospodą w rynku.
Orkiestra przygrywa. Trzy czwarte na cztery.
Na dachu dekarze zakładają blachy.
Dostawczak Algidy tuż obok przejeżdża.
Za nim stara Šmajska na motorowerze.
Na polu cztery kombajny. Dziwne wibracje
sierpniowego żaru. Tragizm życia?
Zwycięstwo pustki? Ziemia, która nic nie mówi.
***
Nieruchome drzewa w brzasku poranka.
Losy, które się przetną, a potem miną.
Narożnik lasu, od niego dwie ścieżki jak styczne.
Takie będzie nasze życie w krainie idei:
przejrzyste, zdrętwiałe, nierealne.
(ze zbiorku Uvidĕt Znojmo, 2008)
***
Naiwni poeci na uboczu,
pająki chwytane do swych sieci,
przez nikogo nie szukani, nie proszeni,
w szczelinach bytu nikną z oczu.
Poeci wpędzani w samotność,
nie napiszą więcej ni słowa,
słychać z daleka dzwonienie,
co brzmi jak cisza grobowa.
Rozczarowani poeci przeklęci,
już ani śmierć ich nie wzrusza,
twoje gesty raczej nie ocalą
świata, który ucieka, wyrusza.
Świetni poeci wszechstronni,
ulubieńców cudowne lobby,
maścią sukcesu pomazani,
smutni świadkowie tej doby.
W SZPITALU
Gdzie się, na Boga, podziała sławna klasa robotnicza?
Ci opaleni, muskularni kopacze, tokarze i mechanicy
w utłuszczonych waciakach, wesołe kobiety w ubraniach
z taśm i zakładów tkackich? Widzę tylko kilku
pierdołów w obwisłych dżinsach, o kulach
i z wiecznie dzwoniącym komórkami, nastolatków w tych swoich
żenujących czapeczkach z daszkiem niemal na plecach
i dyszące babska z nienawistnym spojrzeniem.
Zamilkły gospody, nie ma harmonii na rogach ulic,
skurczyły się cienie pod kasztanami i towar leniwie
przecieka przez ściany supermarketów
i zalewa świat jak kasza z garnka,
no to ją gotuj!
(z tomiku Na obou stranách, 2015)
Przełożył Karol Maliszewski