Zmarł Roman Madejowski
26 lutego 2025 r.

Kultura Rzeszowa i Podkarpacia poniosła kolejną wielką stratę. Po blisko siedmiu latach walki z ciężką chorobą w wieku niespełna 62 lat zmarł Roman Madejowski, znany rzeszowski dziennikarz i pisarz. Karierę zawodową rozpoczynał na łamach powstałego na początku lat 90. niezależnego dziennika „A-Z”. I tam go poznałam jako początkująca krytyczka sztuki, przynosząca do redakcji, mieszczącej się w mrocznej, labiryntowej kamienicy przy Placu Wolności, napisane jeszcze ręcznie i przepisane na maszynie recenzje wystaw plastycznych. Już nie pamiętam, czy to on, czy może Jaromir Kwiatkowski albo Jacek Szarek po lekturze mego tekstu o wystawie malarstwa Stanisława Rodzińskiego powiedział mi, że pisuję teksty znacznie powyżej poziomu pisma i oczekiwań jego redakcji. Był to specyficzny komplement. Wydawało mi się wtedy, że nieco tylko ode mnie starsi koledzy redaktorzy są twardymi graczami, wtajemniczonymi w niedocieczone reguły wczesnego, drapieżnego, postkomunistycznego kapitalizmu i zachodzącej na naszych oczach radykalnej zmiany kulturowego paradygmatu. Jawili mi się niczym trójka przyjaciół z Ziemi obiecanej Reymonta – zdecydowani, że podbiją ten nowy „wspaniały” świat na własnych zasadach. I tak przez wiele lat odbierałam Romka, który piął się po szczeblach lokalnej, dziennikarskiej kariery. W międzyczasie odsłonił jednakże artystyczną część swojej natury – napisał opartą na doświadczeniach biograficznych odbywania służby wojskowej w rozpadającym się PRL-u, powieść Niech żyje nam rezerwa, którą przeczytałam w maszynopisie, ale już jako nagrodzoną w konkursie na prozatorski debiut wydawnictwa Czytelnik. Wybrane przeze mnie jej fragmenty z krytycznym komentarzem (byłam – jak mi napisał Romek w dedykacji wydanej już książki – jego „pierwszą  interpretatorką”) ukazały się jako jego literacki debiut, otwierając dziś legendarny, w czarno-białej okładce, młodoliteracko-artystyczny numer „Frazy” 1995, nr 8. Przypomniałam go sobie po jego pogrzebie – ileż w nim odnalazłam znaków, ile przeczuć naszej przyszłości! Mottem numeru był fragment wiersza przyjaciela Romka, Jacka Napiórkowskiego, który pożegnał go na pogrzebie 1 marca 2025 roku na urokliwym cmentarzu rzeszowskiej dzielnicy Staromieście, gdzie zachowały się ostatnie chyba relikty dawnego, wiejsko-miejskiego Rzeszowa. „I nagle zastaliśmy tylko samych siebie/ nagich gdzieś na przedmieściach pod ścianą wzruszeń” – tak brzmiał wybrany przez Staszka Dłuskiego na motto tego numeru fragment wiersza Napiórkowskiego Pokolenie. Kończy go równie ważna, pesymistyczna fraza: „powiedziano nam tylko że jesteśmy poetami okresu/ przejściowego że można na nas nie liczyć/ w dobie starannie ukrywanych katastrof”.

fot. Michał Drozd

W mowie pożegnalnej Jacek mówił o poczuciu ogromnej samotności walczącego ze śmiertelną chorobą Romka (jak tu nie myśleć o aktualności wersu: „zastaliśmy […] samych siebie nagich gdzieś na przedmieściach pod ścianą wzruszeń”). Czarno-biały numer „Frazy” był bogato ilustrowany narysowanymi bodaj specjalnie do niego pracami innego z jej bohaterów – Marka Pokrywki. Romek stał się wielkim miłośnikiem jego sztuki i trzy z jego czterech książek mają okładki ozdobione jego obrazami. Wśród jego wielu zalet była na pewno wierność fascynacjom i sprawdzonym przyjaźniom. Wciąż pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mnie debiut Romka, który uważałam wtedy i dziś także za dzieło pokoleniowe, co sygnalizowałam w tytułowym pytaniu swego odczytania: Bohater naszych czasów? Książka została wydana po kilku latach, w 1999 roku, pod patronatem „Nowej Okolicy Poetów”, pisma powstałego po konflikcie w redakcji „Frazy” i wyjściu z niej Staszka Dłuskiego i dwóch jego kolegów. W międzyczasie Romek napisał kolejną powieść – Stefan święty morderca. Spotkałam go w naszej osiedlowej poczcie, gdy wysyłał jej maszynopis do wydawnictwa Czarne. Odmówili jej wydania? Nie odpowiedzieli? W każdym razie dotąd się nie ukazała. Myślę, że to był cios dla marzącego o karierze pisarskiej Romka (po dobrym przyjęciu przez ogólnopolską krytykę Niech żyje nam rezerwa), który w Andrzeju Stasiuku widział pobratymca w krytycznym odbiorze człowieka i świata a w powstałym właśnie wydawnictwie środowisko pokrewne duchowo i artystycznie. Kolejną książkę – zbiór opowiadań Z krawężnika – wydał po niemal dwudziestu latach w Rzeszowie, w wydawnictwie Jerzego Fąfary Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, któremu pozostał wierny. Wtedy też przysłał nam do „Frazy” opowiadanie Mrożone powieści. Czy powrót do pisania był związany z początkiem choroby, czy może ze wstrząsem po poważnym wypadku rowerowym, który przypomniał mu o kruchości naszego życia? W tym czasie przypadkowo spotkaliśmy się w artystycznym pubie, który krótko działał w kamienicy pod murami rzeszowskiego zamku. Może wśród opowieści o problemach w pracy, fascynacji córki Olgi zwierzętami, pasji rowerowej, wymknęło mu się, że wrócił do pisania? Po drodze powrotu do tworzenia były też w jego życiu zawodowe niepowodzenia, nieuchronne klęski, zwątpienie w trwałość międzyludzkich relacji. Smuga cienia. Tak go wtedy zrozumiałam, podkładając pod jego doświadczenia własne przeżycia. Wydał jeszcze w rytmie trzyletnim dwa zbiory opowiadań: Jeszcze inne opowiadania (2020) oraz Urlop Pana Boga (2023). Napisał także (niepublikowaną) demaskatorską powieść o pracy w telewizji. Wszystkie trzy zbiory opowiadań zrecenzował na łamach „Frazy” Kazimierz Maciąg. Opublikowaliśmy też kolejne utwory Romka – surrealne opowiadanie Ślepa miłość oraz fragment „zarzuconej powieści” Wóda, która zamyka Urlop Pana Boga. Ten znakomicie napisany, bluźnierczy monolog skrachowanego alkoholika w nieoczekiwany sposób łączy się dla mnie z debiutancką powieścią Niech żyje nam rezerwa – jakby po trzydziestu latach odzywał się do nas, czytelników Madejowskiego, jej bohater Marek Markowski, grzesznik wciąż pokutujący bez nadziei zbawienia. Pisałam przed laty: „Powieść Madejowskiego podszyta jest świadomością śmiertelnego grzechu, z którym bohater nie potrafi żyć. Mimo licznych apostrof do Boga nie spływa na bohatera objawienie ani łaska ciężkiej pokuty, która odkupiłaby jego winy. Bóg milczy dla Marka Markowskiego, który w niego (nie) wierzy, a może nie umie się on zdobyć na konieczny akt skruchy i wewnętrznej pokory. Choremu na duszę bohaterowi pozostaje jedynie akt samopotępienia”. Wóda, ten oryginalny dopisek do alkoholowych odysei Lowry’ego, Hłaski i Pilcha, wyróżnia się jakąś zapiekłą determinacją bohatera-narratora trwania w autodestrukcyjnym stanie buntu totalnego, na złość całemu światu, przeciw woli życia, przeciw życiu w ogóle… W przywoływanej, młodoliterackiej „Frazie” został także opublikowany esej Romana Magrysia Sprawa Hioba. Szukając figur losu Romka Madejowskiego i protagonistów jego utworów, przychodzą mi na myśl zbuntowani, wadzący się z bogami bohaterowie biblijnych i antycznych mitów, ukarani za hybris – grzech pychy, chęć wyrwania się przeznaczeniu, przekroczenia ludzkich ograniczeń, poznania tajemnic bytu. Na wybranym przez najbliższych na ceremonię pogrzebową zdjęciu Romek z plecakiem spogląda z podziwem i uśmiechem na wysokie, strzeliste szczyty gór. Tam właśnie mierzył i on, i jego bohaterowie. 

Magdalena Rabizo-Birek