Zimowy plener malarski w Sołonce

Prace plastyczne (malarskie, rzeźbiarskie, fotograficzne) wywołane atmosferą Pleneru w Sołonce, odbywającego się pod hasłem „Ukorzenieni” – zdawać by się mogło – są obrazami krain zmyślonych, ale naprawdę stanowią twardy grunt rzeczywistości. Aby nie czuć się w niej (w nich) obco, trzeba zawierzyć autorom i poddać się urokowi wrażeń.

Lubenia, gmina niemal u wrót Rzeszowa i wchodząca w jej skład miejscowość Sołonka, mają cechy arkadyjskiej krainy, wyspy szczęśliwej utopii, rysującej wizję życia w stanie naturalnym. Zmaterializowane w ciągu tygodnia (między 18 a 23 lutego 2013 r.) intensywnej pracy artystów dzieła, to jej produkty, składniki myślenia o miejscu i dla tego miejsca. Sołonkę bowiem można i trzeba lubić. Choćby dla jej inspiracyjnych mocy.

Taka plenerowa podróż w realnej przestrzeni zimowego krajobrazu i w wyobraźni, kryje w sobie niespodzianki odkryć, zdarzeń i przeżyć. Nieprzewidziane wypadki, jak choćby banalny spacer, zapach lasu, ścieżka w śniegu, obiekty mówiące przeszłymi językami zgromadzone w muzeum, pies przesiadujący na schodach przed szkołą, błysk błękitnego nieba, chłopski most, tężnia solankowa, śnieg na drzewach, „straszydła” przy drodze, mogą we wspomnieniach okazać się najprzyjemniejszymi epizodami w całej tej szczególnej plenerowej przygodzie. Mogą „ukorzeniać” w miejscu i czasie. A ukorzenienie to pozwala na czerpanie zdrowych soków, koniecznych do dalszego wzrostu. Prawie wszyscy biorący udział w plenerze artyści są w jakiś sposób związani z gminą Lubenia: zamieszkaniem, pochodzeniem, sympatią do niej.

Niełatwo być przewodnikiem w tej magicznej krainie konkretnego krajobrazu, jeszcze trudniej w przestrzeniach wyobraźni i wrażliwości każdego z grupy zgromadzonych na plenerze szesnaściorga twórców. Warto zadać sobie trud samodzielnego skonfrontowania indywidualnych wyobrażeń z impresjami, interpretacjami, wizjami, obserwacjami skomponowanymi przez poszczególnych artystów.  

Oni swe inspiracje przyjęli zmysłowo i z tego realnego świata wędrują niekiedy w fantastykę, wizję, imaginację, w których osoby twórcy i widza pozwalają identyfikować się ze wszystkimi innymi. Poszczególne prace powstałe w trakcie pleneru, to jakby dzienniki bystrych obserwatorów, którzy oglądają i dostrzegają świat w różnych jego barwach i dotykalnych kształtach. W ten sposób realizuje się specyficzna zgodność języka wypowiedzi plastycznej z tym, co żyje realnie, czyli z aktywnym stanem emocji i sposobem ich ujęcia, który uobecnia konkretne miejsce. Jest to rodzaj dążenia do jedności życia i wytworzenia jego plastycznego odbicia.

Doświadczenie to nie tylko wiadomości zdobyte na podstawie obserwacji i przeżyć, znajomości reguł, umiejętności technicznych, lecz przede wszystkim praktyka oparta na artystycznym talencie, bo to ona określa przedmiot i zakres działania. To nie z góry przyjęty plan postępowania, nie przedsięwzięcie obwarowane teoretycznymi rygorami i założeniami, a twórcza intuicja, nagły bodziec.

Prace nad poszczególnymi dziełami są bezpośrednim i bieżącym odkrywaniem codziennego świata. Jest to działanie celowe, bo jest zarazem samo-poznawaniem, czyli życiem po prostu. Tak jak po oddaniu dzieł, nie powinno to być tylko martwe ich eksponowanie, lecz nieustanny poznawczy proces stwarzania sensów i doznań, posługiwania się zmysłami, czynność tak naturalna jak chodzenie, słyszenie, widzenie.

Zatem taki plener malarski to część życia, a nie jedynie jego odbicie. To wartość sama w sobie. Może służyć odkryciu konkretnej przestrzeni, a więc i zarazem świata, w określonej chwili, jest propozycją intensyfikacji życia, sugestią bardziej uważnego obserwowania i reagowania na otoczenie, uobecnieniem wielu przestrzeni w jednym miejscu. Ale aby w ogóle mógł zaistnieć, potrzebny jest inny człowiek. I dlatego – paradoksalnie – poszczególne prace nie mają jednego tylko autora, żaden z artystów nie jest do końca każdej z nich właścicielem. Są one bowiem czyjeś i wspólne zarazem, a impulsem do ich powstania była Sołonka, jej atmosfera i klimat zimowego dnia, gdzie miejsce ujawniło tylko swą codzienną, magiczną moc. W czym wydajnie pomógł dobry duch całego przedsięwzięcia, Aleksander Bielenda.

Jan Wolski