Ratoń – trzecie rozdanie

10 listopada 2007 roku w Galerii Literackiej Miejskiego Biura Wystaw Artystycznych w Olkuszu odbyło się uroczyste rozstrzygnięcie III edycji Konkursu imienia Kazimierza Ratonia. Od ubiegłorocznej drugiej edycji „Fraza” patronuje konkursowi, a w tym roku koledzy jurorzy obdarzyli mnie zaszczytnym obowiązkiem poprowadzenia obrad jury (wszystko dlatego, że Jarosław Klejnocki podsunął mi prosty a funkcjonalny sposób wyłaniania laureatów, który mogłam wszystkim zaproponować). „Ratoń” jest młodym konkursem, ale bodaj od początku zwraca uwagę wysokim poziomem nadsyłanych na zestawów poetyckich. Obliczyliśmy, że na 108 nadesłanych zestawów około 40 znalazło się na naszych listach finałowych. To bardzo wiele. Organizatorzy konkursu – Olgerd Dziechciarz i Łukasz Jarosz – przyciągają uczestników, jak się wydaje, nazwiskami jurorów – prawdziwych specjalistów od poezji, wśród których byli dotychczas: Mariusz Grzebalski, Maciej Melecki, Tomasz Różycki, Igor Stokfiszewski (I edycja), Jarosław Klejnocki, Jacek Podsiadło i Bohdan Zadura (II edycja). W tym roku nadesłane na konkurs wiersze czytali wraz ze mną: Marek K.E. Baczewski, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i Piotr Śliwiński. I może dlatego, że – jak się zorientowaliśmy – jesteśmy rówieśnikami, odbywające się w przestrzeni wirtualnej obrady przebiegały sprawnie i bez zasadniczych sporów, a na wynikający z matematycznych obliczeń werdykt zgodziliśmy się bez zbędnych sporów i dyskusji.

W komputerze pozostały mi soecjalne dokumenty – listy jurorów. Niektóre zawierają lapidarne (i celne) uzasadnienia typowań. Postanowiłam je zacytować, żeby czytelniejsze stały się kryteria naszych wyborów. Wydaje się, że powoli wykuwa się coś w rodzaju profilu poezji nagradzanej w Konkursie im. Ratonia, który podobnie zresztą jak inne odbywające się w Polsce konkursy poetyckie, ukazuje przede wszystkim zróżnicowany i wielonurtowy wizerunek młodej i nowej poezji. Ten rys osobny olkuskiego konkursu polegałby, moim zdaniem, na honorowaniu przede wszystkim liryki „z charakterem” – wyrazistej, osobnej i trudnej. Jurorzy od początku starają się, by zestawy prac nagrodzonych były różnorodne i szczególnie doceniają oryginalną wyobraźnię, połączoną z dojrzałością poetyckiego warsztatu. Taka jest poezja laureata pierwszej edycji Konkursu im. K. Ratonia Macieja Sawy z Przemyśla i takie – niezależne i niezalecające się powszechnemu poetyckiemu smakowi, prawdziwie kontrowersyjne są wiersze zwyciężczyni III edycji – Krystyny Myszkiewicz ze Zgorzelca, o której napisałam, że terminuje u Andrzeja Sosnowskiego i M.K.E. Baczewskiego. Ten ostatni zresztą natychmiast mnie poprawił – wskazując jako jej możliwe antecedencje – np. poezję Edwarda Pasewicza.

Poniżej przedstawiam wybrane fragmenty obszerniejszych listów – moich i Marka K. E. Baczewskiego, który nota bene dał nam wszystkim dobry przykład rzetelności – najszybciej przeczytał zestawy wierszy, wskazał swoje typy wraz z uzasadnieniem. Pisaliśmy je na gorąco (stąd językowa nonszalancja), zanim uzgodniliśmy ostateczny werdykt. Niemniej pojawiają się tam uwagi o wierszach wszystkich niemal nagrodzonych, wyróżnionych i nominowanych do nagród. Zatem najpierw oddaję głos autorowi Morza i innych mórz, który pisał:

„Ja to przyznaję się bez bicia: dokonałem wyborów subiektywnych z dwudziestki zestawów (która to dwudziestka mniej więcej powtarza dwudziestkę Eugeniusza). Subiektywnych z naciskiem na rezygnację, bowiem na kolana nic mnie nie rzuciło. Inna rzecz – to eksploracja ciekawych (znowuż tylko moim własnym zdaniem) pokładów wrażliwości. Wybrałem do „szóstki” [mieliśmy od organizatorów wyraźne przykazanie, by przyznać trzy nagrody i trzy wyróżnienia – przyp. MRB] autorów posługujących się możliwie najbardziej różniącymi się poetykami; dla ubarwienia, urozmaicenia domniemanego zestawu laureatów. Miewam często napady tzw. czytelniczej głupawki, przywiązania do bezwartościowych bzdurnostek, dlatego też jedno zastrzeżenie: wolałbym, by ostateczny werdykt Jury nie wyglądał tak, jak wygląda moja propozycja. Powiem tak: czyniąc to wtrącicie piszącego te słowa w otchłań solipsyzmu. Nie chciałbym tego doznać: mam dzieci.

Roxanne [Elżbieta Lipińska]: piękny wiersz poświęcony Montaigne’owi (drugi w zestawie) w zasadzie usprawiedliwiałby to, co może być z mej strony czystym szaleństwem. Poza tym – owszem zestaw nierówny, są słabostki, mielizny (ale znowu nie takie straszne). Ale cóż, glosujemy się nawzajem; w końcu nic strasznego nie czynię. Pozwalam sobie na luksus miłości. (do Motaigne’a…?)

Biały Rosjanin [Michał Murowaniecki]. Autor, u którego inwencja metaforyczna pokrywa się z intrygującą ekspresją bodaj najprecyzyjniej. Nie mam chyba już nic do dodania. Wskazałbym na stosunkowo niewielką ilość porażek obrazotwórczych: np. „cudzy papieros gasi ochotę ochotę wyrażania się”; „pokój dopełniają grzbiety (…)”.

Góry Słone [Jacek Mączka]. W zasadzie do tego autora odnoszą się z równym powodzeniem słowa wypowiedziane wyżej. Zwróciłbym uwagę na tekst: Glosa do św. Tomasza (który moim zdaniem powinien być nieco krótszy). No i zasługuje na uwagę sprytna taktyka tytułowania oraz „mottowania” utworów. Chapeau może nie bas, ale i nie basta.

EJK [Joanna De Bie]. Ta nominacja znów wynika z zapotrzebowania na pewną odmienność: poetyka zupełnie „odjechana”, wariackie papiery, ale w granicach – powiem – czytelniczej akceptowalności. Niestety (nie wiem, czy to wypadkiem nie koszta uzyskania): miejscami teksty są miałkie.

Sorang [Jerzy Bieniamin]. Z tym zestawem znowu mam ten sam problem co z poprzednim. Bo oto wśród skojarzeń nie pozbawionych duchowej głębi – choć, zdawałoby się, prostych – pojawia się takie oto: „właśnie wyszedł z modlitwy”. Są zdania aforystyczne: „warto mimo wszystko żyć i ufać śmierci na wyrost”, a wśród nich metafory wyraźnie uczynione „na siłę”.

Warty and deathline [Krystyna Myszkiewicz]. Przy lekturze tych wierszy znowu odniosłem wrażenie, że nie mamy do czynienia ze snajperem, lecz cekaemistą. Albo inaczej: nie z Celanem, lecz z Artaudem. A precyzyjniej, moje odczucie jest takie oto: ktoś wysłał wiersze na konkurs, by sprawdzić skuteczność ich oddziaływania na czytelnika – nie mając sam co do tego pewności. Na uwagę zasługują skojarzenia nośne: „stygnąca biografia, czy krzywda wiedzy jest nieuniknionym cieniem”. Surrealizm sterowany z wysiłkiem. Zestaw zasługuje, moim zdaniem, na wyróżnienie.

Wybieram te sześć zestawów dla uproszczenia procedur. Oto co winienem wyznać ze skruchą. Nie brak i sensu (ładu) w innych. Natomiast jawią się problemy. Problemy tego samego typu co z „Nożem do otwierania listów e-mailowych” [Piotr Macierzyński]. Mamy tu bowiem do czynienia z autorem o ugruntowanej już poetyce i trzeba by tu dać albo laur pierwszeństwa, albo koronę męczeństwa (żałuję, że żartuję). Trudno się oprzeć wrażeniu, że autor ten znalazł sobie takie szranki, w których będzie stawał absolutnie sam. Zresztą zmilczę, bo znam autora i powiem tylko tyle, że krytycy jakoś słabo sobie z nim radzą. Nie będę przed Wami ukrywał jednego. W mych wyborach kierowałem się przesłanką z wiersza Miłosza: dykcja nowa, forma bardziej pojemna. Która nie narażałaby na męki wyższego rzędu. Ni autora, ni czytelników. Pierwsze miejsce dla Roxanne, ze względów myślowych, intelektualnych, innym – te miejsca – głównie z racji językowych: autorzy ci byliby więc inwentni. Uważam ten konkurs za trudny: rzeczywiście dwadzieścia zestawów na wybitnie tym samym poziomie, trzeba posługiwać się kryteriami pozaestetycznymi. Może – z powrotem ku kryteriom społecznym?”

Tyle Baczewski. A oto moje refleksje na gorąco:

„Ogólnie poziom utworów wcale nie był zły. Zestawów godnych uwagi było całkiem sporo (około 40). Ale – niestety – nie było niczego wyrastającego ponad poziomy. Według mnie nie ma typu na pierwsze miejsce. Dwa drugie, trzy trzecie, jedno wyróżnienie. To obrazuje pojęcie „wyrównanego”, niezłego w sumie poziomu. Ale jak się przyglądam swoim typom – to też w każdym znajduję jakąś dziurę w całym: chybione linijki, puenty, strofy, nawet wiersze. Oczywiście – przyjmę argumentację, bo to nie jest oczywiście dobrze dla konkursu – nie przyznać pierwszej nagrody.

Moje II miejsca:

Okno z widokiem na hutę [Marzena Marczyk] Przede wszystkim za dwa wiersze: Mówi się i Wszyscy jesteśmy podejrzani. lato. Mówi się to dla mnie najlepszy wiersz konkursu. Autorka potrafi wykrzesać tyle nowego, świeżego, poruszającego z metafor, co tak już obrobione wierszem, że zdałoby się banał na banale. A jednak obraz nośny i dźwiga zamiar bardzo ambitny – bo udaje jej się uchwycić prawdę (choćby tylko na czas lektury tego wiersza) o losie człowieka, że tak to górnolotnie i łopatologicznie ujmę. Drugi z kolei zwraca uwagę tym, że przy podobnym celu – opisania ludzkości, współczesności, naszej cywilizacji (jak zwał tak zwał), autorka używa skojarzeń rzeczywiście oryginalnych i arbitralnych, ale też bardzo celnych, udanych, odkrywczych.

Roxanne – Podpisuję się pod tym, co napisał o tym zestawie Marek. Przy okazji różnorodność tematyczna umieszczonych tam wierszy jakoś oddaje wszystko, co zajmuje uwagę różnych współczesnych poetów: śmierć, sen, wspomnienia rodzinne, krytyczny obraz współczesnej cywilizacji, generującej obrazy. Autorka wydaje się sympatyczna, otwarta na świat, pozbawiona poetyckiej pozy czy maniery. I bardzo zdolna.

Moje III miejsca:

Biały Rosjanin – cóż – takich jak ten zestawów wierszy było w tym roku sporo i w poprzednim pewno też. To jedna z bardziej nośnych współczesnych poetyk (wiersz „honetowy”, bo bodaj on tak pierwszy pisał, ale mogę się mylić). Luźna, skojarzeniowa narracja, dominacja oka i umiejętność budowania perfekcyjnych metafor wizualno-słownych.

A tutaj dodatkowo – mamy w pigułce obraz codzienności mieszkańca wielkiego miasta i delikatny autobiografizm, ale bez wyszarpywania wnętrzności i neurozy.

Warty nad deathline – po długim namyśle (wahałam się jeszcze nad zestawem „Aktówka” – Izabela Kawczyńska) jednak wybrałam ten z wierszy „sosnowskich”, bo choć ma swoje wady (rozwlekłość, hermetyczność, brak myślowej dyscypliny, powtarzanie chwytów i obrazów, makaronizmy) to ma i wielkie zalety: niezwykłość wyobraźni, ciekawie wykorzystaną erudycję (obywa się bez ilustratorstwa, cytatów, przypisów).

Góry Słone – jak przy Roxanne zgadzam się z Markiem się w ocenie zawartości i formy zestawu, choć są tu też dwa słabsze, moim zdaniem, wiersze. Ale jest Studnia i Glosa do św. Tomasza.

Wyróżnienie

Nóż do otwierania listów e-mailowych – Poczucia humoru zawsze brakuje naszym poetom, a tu już za sam pomysł na godło powinna być jakaś nagroda i za wspaniały, doskonały, śmieszny do bólu wiersz xxx boję się urosnąć. A resztę to bym bez litości skracała, a co niektóre dzieła – do kosza. Człowiek ten ma temperament stworzony do kabaretu. Niech ma – Stańczyk nasz współczesny – od nas choć wyróżnienie.

I kilka uwag luźnych – zastanowiła mnie ilość motywów rosyjskich (plus ukraińskich). Pierwszy raz coś takiego, jakaś moda na Rosję? Oczywiście jest w zestawach odzwierciedlenia tej wielomilionowej emigracji zarobkowej w anglosaski świat. Ale tak już jest od jakiegoś czasu. Myślę, że będziemy się musieli dogadać w obrębie tego, co nam wspólne, co niestety wyeliminuje parę zestawów bliskich nam „solipsystycznie”, jak ten problem trafnie ujął Marek (np. Panowie taki typ jak Lew to czysty solipsyzm z mojej strony – i chyba wiem, kto to jest. Tego Lwa bynajmniej nie będę forsować, chyba że ktoś mnie poprze – na co się raczej nie zanosi. Za poczciwe, za „dobre” (nie w znaczeniu warsztatowym oczywiście) to wiersze. Zupełnie nie ma klimatu na kolejnego Twardowskiego czy Nowaka. Za to zawsze moda na ponure, chore na śmierć „rimbaudy, „honety, „kobierskie”

i – co może jakoś optymistyczniejsze – są uczniowie (albo raczej uczennice) Sosnowskiego i późnego Baczewskiego (Warty nad deathline, wysoko bardzo u mnie na razie – Aktówka).

Za minirecenzje Markowi bardzo dziękuję (więcej z nich radości niż z lektury wierszy – choć powiem szczerze, wczoraj padłam ze szczęścia nad frazą: „blada bezsilność w białej rączce trzyma detonator do rozpaczy”, a i „gnijące buty” Filistyna też odjęły mi chwilowo mowę). Z braku laku wybierałam zestawy także ze względu na ich walory brzmieniowe, muzyczność – zaklinanie wierszem. Tego w nowej poezji coraz mniej, zupełnie jak na lekarstwo, a wiersz to też muzyka, nie tylko ponure nastroje, odkrywcze widzenie, zapierające dech metafory.”

W tym numerze „Frazy” prezentujemy wiersze poetów i poetek – laureatów konkursu. Czytelnicy ocenią, czy jako jurorzy mieliśmy rację, czy może myliliśmy się w ocenach. Jeszcze zdań parę na temat przebiegu uroczystości. Dzień był szczególny, o kapryśnej poetyckiej pogodzie, która zmieniała się z godziny na godzinę. Podczas spotkania Olkusz zasypał śnieg, a w nocy przyszedł srogi mróz. Przedłużające się oczekiwanie na przyjazd laureatki I Nagrody wypełniła barwna gawęda przyjaciela Kazimierza Ratonia pisarza Bogdana Dworaka, który mówił o poecie, jego wierszach i dramatycznym, krótkim życiu. Wspominaliśmy nieobecnego profesora Piotra Śliwińskiego (zdaniem M. Baczewskiego – największego dziś znawcy polskiej poezji). Swoje wiersze czytali poeci-jurorzy. I czynili to każdy na swój niepowtarzalny sposób. Baczewski mówił wolno, refleksyjnie, z dystansem zabarwionym lekką ironią (m.in. słynny, przewrotnie metafizyczny liryk O swędzeniu. Tkaczyszyn-Dycki przeciwnie – ekspresyjnie, w ruchu melorecytował kolejne przejmujące sonety z tomu Dzieje rodzin polskich, jakby stwarzając wiersze na naszych oczach zaczarowanych słuchaczy. Po ogłoszeniu werdyktu wiersze czytali, przybyli do Olkusza laureaci: Krystyna Myszkiewicz, Jacek Mączka, Michał Murowaniecki, Marzena Orczyk (wiersze nieobecnych czytali jurorzy). Wszystkich obecnych sfotografował Michał Kobyliński – twórca serwisu Poetyckie Foto NJusy http://www.gilling.info

Magdalena Rabizo-Birek