Przesłanie Józefa Szajny (Magdalena Rabizo-Birek)

Magdalena Rabizo-Birek
Przesłanie Józefa Szajny

Ten krótki szkic wspomnieniowy jest świadectwem moich spotkań z profesorem Józefem Szajną i jego twórczością, zwłaszcza z jej ostatnim okresem, który z czasem zaczął określać mianem TEARTU. Jest wyrazem wdzięczności za trwały ślad, jaki ten Wielki Człowiek pozostawił w moim życiu i podziękowaniem za przesłanie jego twórczości, która wzrusza, przeraża, pobudza do istotnych refleksji nad fundamentalnymi sprawami życia, śmierci, dobra, zła, historii, kształtu i roli sztuki, misji artysty i twórcy kultury, a także za wiele niezwykłych rozmów, sytuacji, zdarzeń i przeżyć, które były moim udziałem za jego przyczyną. Józef Szajna był bowiem człowiekiem szczodrym, hojnie obdarowującym innych tym, co ma najlepszego, obdarzonym magiczną umiejętnością nadawania codzienności niezwykłych wymiarów, elektryzującym otoczenie. Doświadczyłam tej pozytywnej magii jego osobowości wiele razy – ostatni raz w przeddzień uroczystości nadania mu Doktoratu Honoris Causa Uniwersytetu Rzeszowskiego 5 czerwca 2007 roku, kiedy to zaczarował grono osób – swych przyjaciół z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie – niezwykłością opowieści o spotkaniu z papieżem Benedyktem XVI w czasie jego pobytu na terenie obozu Auschwitz-Birkenau.

Po raz pierwszy spotkałam się z profesorem Szajną w przeddzień uroczystości jubileuszu 75 urodzin i 50-lecia pracy artystycznej 12 marca 1997 roku. Wtedy przecięły się nici naszych losów. Nie stało się to jednak przypadkiem, było w jakiejś mierze konsekwencją przebytej przeze mnie drogi. W połowie lat 70., kiedy zaczynałam swoje świadome uczestniczenie w kulturze, teatr Józefa Szajny był częścią wielkiej legendy. Z perspektywy czasu można już wyraźnie powiedzieć, że w historii polskiego teatru XX wieku był to okres wielkiego spełnienia. Powstały wówczas wybitne, legendarne spektakle, o których mówiło się nie tylko w całej Polsce, ale i w świecie: Apocalypsis cum figuris Jerzego Grotowskiego, Dziady i Wyzwolenie Konrada Swinarskiego, Biesy, Noc listopadowa i Zbrodnia i kara Andrzeja Wajdy. Swoje złote lata przeżywał teatry studenckie: Stu, Ósmego Dnia, Kalambur; powstały wówczas Gardzienice i Scena Plastyczna KUL. Tadeusz Kantor w Umarłej klasie i Wielopolu, Wielopolu wykreował swój Teatr Śmierci. Zaś Józef Szajna realizował swoje najwybitniejsze dzieła: Fausta, Replikę, Dantego, Cervantesa. A przecież w tym czasie tworzyli swe spektakle także: Jerzy Jarocki, Kazimierz Dejmek, Jerzy Grzegorzewski, Kazimierz Braun, Adam Hanuszkiewicz i Henryk Tomaszewski.

Jako młodzi ludzie byliśmy urzeczeni teatrem – tworząc kabarety, przedstawienia, happeningi marzyliśmy o byciu aktorami u Szajny, Grotowskiego, Kantora… Bardziej pociągała nas teatralna awangarda (i przyznam się, że ta skłonność we mnie pozostała – tradycyjny teatr, nawet w wybitnych realizacjach, zwykle mnie trochę nudzi). Podczas swojego pobytu w Warszawie na Olimpiadzie Języka Polskiego w 1979 r. pierwszym miejscem, do którego się udałam, był Teatr Studio, gdzie obejrzałam spektakl Józefa Szajny Śmierć na gruszy. Kiedy moje życie osobiste tak się ułożyło, że po studiach przyjechałam z rodziną do Rzeszowa, wiedziałam, że w tym mieście urodzili się dwaj moi Mistrzowie: Józef Szajna i Jerzy Grotowski.

Pod koniec lat 80-tych, powiadomiona o planach powstania galerii Szajny, zgłosiłam się do ówczesnego Dyrektora Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, jako kandydatka na jej kustosza. Nie udało się wtedy powołać galerii, a ja na pewno nie miałam wówczas ani potrzebnych kwalifikacji, ani doświadczenia. Przyjaciele, oceniając moje predyspozycje, sugerowali mi podjęcie pracy na uczelni, co też się wkrótce stało. Nadal interesowałam się sztukami plastycznymi i publikowałam teksty na ten temat na łamach prasy lokalnej. Z rekomendacji prof. Jerzego Chłopeckiego rozpoczęłam współpracę z Rozgłośnią Polskiego

Radia w Rzeszowie, prezentując tam swoje felietony o sztuce.
Takie były okoliczności mojego ponownego spotkania z Józefem Szajną w roku 1997. Spotkał mnie zaszczyt reprezentowania rzeszowskiego środowiska naukowo-artystycznego na konferencji poświęconej twórczości artysty. Zanim podarowana Rzeszowowi kolekcja prac artysty znalazła się w adaptowanym do tego celu poddaszu Teatru im. Siemaszkowej, oglądałam prace artysty w podziemiach Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie w towarzystwie Heleny Marii Grad (zatrudnionej na stanowisku, o które się przed laty się ubiegałam). 12 marca 1997 roku przeprowadziłam z Józefem Szajną dłuższą rozmowę w Teatrze im. W. Siemaszkowej. Jej zapis opublikowaliśmy wraz z blokiem materiałów posesyjnych w numerze 3 „Frazy” z roku 1997. Pamiętam, że mocno już zmęczony intensywnymi przygotowaniami do jubileuszowych uroczystości Profesor „przeegzaminował” mnie na początku ze znajomości opracowań na temat jego twórczości. Byłam nieźle przygotowana, bo pracowałam akurat nad tekstem, który miałam wygłosić na konferencji. Pamiętam, że napisałam go w ciągu kilku godzin, w stanie, który można określić słowami „w natchnieniu”. Miałam ogromną tremę, kiedy go czytałam w obecności Profesora, jego żony Bożeny, wybitnych znawców twórczości – Bożeny Kowalskiej i Zbigniewa Taranienki w auli Wydziału Pedagogicznego, szczelnie wypełnionej przedstawicielami władz, gośćmi jubileuszu, moimi koleżankami i kolegami z uczelni, rzeszowskimi artystami i dziennikarzami oraz młodzieżą akademicką.

Moje odczytanie twórczości Józefa Szajny (a znałam wtedy przede wszystkim jego twórczość teatralną, bardziej zresztą z książek i filmowych rejestracji niż z autopsji) zatytułowałam Kohelet, Faust, czy Demiurg? Wcielenia Józefa Szajny. Tekst przyjęto niespodziewanie gorąco; do dziś uważam ten występ za jeden z moich największych sukcesów. Od tamtego marcowego przedpołudnia do dziś jest we mnie nić Szajny – może podobna do tej, która jest losem i brzemieniem Kobiety z Czerwoną Nitką – jednej z bohaterek Déballage’u.

Bycie w twórczym dialogu z innymi było szczególną cechą osobowości i twórczości Józefa Szajny. W sztuce interesował go nade wszystko człowiek. Zawsze też najpełniej wypowiadał się przez media, które angażują aktywność wielu ludzi: scenografię, teatr, envoirnment, happening. Jednym ze źródeł jego sukcesów była umiejętność współpracy, inspirowania działań artystycznych, zarażania swoimi pomysłami. Miałam okazję kilkakrotnie obserwować, z jaką radością i ochotą pracują z nim aktorzy, pracownicy różnych galerii, artyści realizujący jego wizjonerskie projekty: Przejścia, Drabiny do nieba, Déballage’u, czy ostatniego z pomysłów – „żywego” monumentu Kopiec Pamięci i Pojednania na terenie obozu Auschwitz-Birkenau. Profesor nie zrażał się przeciwnościami i niepowodzeniami, był ponad środowiskowymi niesnaskami i przejawami zawiści, niestrudzony w urzeczywistnianiu swoich wizjonerskich pomysłów. I zwykle realizował swe idee, ponieważ wierzył w ich wagę; był też wytrwały, cierpliwy i pomysłowy. Jakby stale miał w pamięci ewangeliczne przesłanie: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą” (Mt 7, 7).

Szajna był moralistą, aktywnym uczestnikiem wydarzeń historycznych XX wieku, ofiarą i świadkiem Zagłady. Jednym z tych, którzy przeciwstawili zalewającej świat Nicości twórczą aktywność i pracę nad sobą. Dostrzegali oni nieadekwatność tradycyjnej estetyki, jej częściową kompromitację i poszukiwali nowych form sztuki, które mogłyby wyrazić ich dramatyczne doświadczenia, kondycję współczesnego człowieka, charakter nowoczesnej cywilizacji.

Z perspektywy swego długiego życia Józef Szajna mówił, że wszelkie zło bierze się z tego, że człowiek siebie zaniedbał. Nigdy też go nie idealizował – na samego siebie i na innych spoglądał bardzo krytycznie i bez złudzeń. Przypominał, że jego uniwersytetem był obóz koncentracyjny, a wiedza, którą tam zdobył, była empiryczna i bezwzględna. Jego dar współpracy z innymi brał się między innymi z intuicyjnej zdolności zrozumienia drugiego człowieka, rozpoznania jego charakteru, docenienia darów i umiejętności ich dobrego spożytkowania. Nie tolerował natomiast lenistwa, głupoty i działań, powodowanych złą wolą.

Pokolenie wojenne, do którego należał, tak okrutnie przez wojnę zdziesiątkowane, miało swoich mistrzów: wielkich romantyków, Cypriana Norwida i Josepha Conrada. Przedstawili oni heroiczną wizję człowieczeństwa, które nie jest nam dane z urodzenia, ale jest zadaniem, zmaganiem się ze swoimi wadami, wysiłkiem pokonywania ograniczeń, „ciał przerastaniem”. Człowiekiem się nie jest, nad człowieczeństwem się pracuje, człowiekiem się dopiero stajemy w procesie życia. Kiedy rozmyślam o nici Szajny w moim życiu, mam w pamięci właśnie to uniwersalne przesłanie, którego był wspaniałym przykładem.

Magdalena Rabizo-Birek