Opinie o Frazie: Henryk Bereza, Andrzej Busza, Anna Nasiłowska, Bohdan Zadura

18.06.2008 r.
Dlaczego „Fraza”?

Gdybym miał znaleźć jedno słowo, określające mój stosunek do „Frazy”, to pewnie byłoby to słowo sympatia. Nigdy nie wystawiona na próbę irytacji, co wcale nie znaczy, że z wszystkimi rozpoznaniami krytycznymi prezentowanymi na jej łamach się zgadzałem i wszystkie drukowane tam teksty czytałem z jednakowym zainteresowaniem. Coś jednak zawsze cieszyło moje oko, ze wspólnych z „Twórczością” autorów na przykład Grzegorz Strumyk i sama redaktor naczelna. Nie da się ukryć, że jej osoba jest jednym z ważnych fundamentów tej sympatii do pisma. Kanadyjska narracja Magdaleny Rabizo-Birek pozwoliła mi na przykład rozgrzeszyć się z własnego zaniechania po mojej – wcześniejszej – kanadyjskiej podróży, o której w swoim czasie nie napisałem nic, ufając zbytnio swej pamięci. Tekst Magdaleny uświadomił mi, jak wiele z kanadyjskich wrażeń w tej pamięci się zatarło, a równocześnie pozwolił część z nich odzyskać. Inny wątek to wątek ukraiński, „Fraza” od lat jest otwarta na tę literaturę i cierpliwie znosi moją tłumacką nadprodukcję. I jeszcze jedna rzecz, która bardzo mi się podoba w związku z tym pismem – jego strona internetowa, wraz z bibliografią.

Bohdan Zadura

 

Mieszkam za przysłowiową setną górą, setną rzeką i dlatego nie mogę uczestniczyć w powitaniu „Frazy” w Krakowie, mieście w którym się urodziłem wieki temu, lecz w którym spędziłem niestety wszystkiego najwyżej kilka miesięcy swego życia. Jest to jedno z moich ulubionych miast – nie dlatego, że tu się urodziłem – tylko „tak samo w sobie”, z urokiem skały, którą opływa szalony strumień czasu, bazaru na którym komputery leżą na koronkach w aureoli pisanek, gwarnego rynku, gdzie milczący dziwak z brązu popija zastygłą czarną kawę. I tu wreszcie ma dotrzeć oficjalnie równie unikalna, eklektyczna i arcysympatyczna „Fraza”. Z pewnym opóźnieniem – to prawda – ale nawet pociągi pośpieszne z Rzeszowa do Krakowa zanadto się nie śpieszą (mówię z własnego oświadczenia). Za to przyjazd taki na dworzec główny zawsze jest ewenementem. A dla mnie osobiście cennym spotkaniem.

Nigdy nie byłem nałogowym czytelnikiem czasopism. Dziś częściej zaglądam do internetu i od czasu do czasu uda mi się wyłowić jakiś ciekawszy tekst. Abonuję kilka pism anglojęzycznych, dwa ze Stanów, trzy z Anglii, czytam dwa, trzy, może cztery artykuły tygodniowo (na więcej szkoda mi czasu, którego brak coraz bardziej mi doskwiera ) … a po polsku czytam obecnie zasadniczo tylko „Frazę”. Był czas że wertowałem „Twórczość”, „Odrę”, „Tygodnik Powszechny”, paryską „Kulturę”, ale powoli jedno pismo po drugim oddaliło się, przestało mnie wciągać, angażować. Trochę z mojej własnej winy (jeżeli to była „wina”), trochę z winy tzw. historii na kilkanaście lat współczesne piśmiennictwo polskie zeszło z centrum moich najżywszych zainteresowań. I wtedy nagle pod koniec ubiegłego stulecia na moim literackim widnokręgu pojawiła się „Fraza”.

Sprawcą tego wydarzenia był mój wieloletni przyjaciel Bogdan Czaykowski. Wysłał kiedyś do Rzeszowa garść moich anglojęzycznych wierszy w swoich świetnych przekładach, Janusz Pasterski napisał ujmujące wprowadzenie, i zaistniałem ponownie jako poeta w języku polskim po latach milczenia. Trudno było potem nie zostać wiernym czytelnikiem i poplecznikiem pisma, które tak serdecznie obchodzi się z mało znanymi a nieraz bardzo daleko zamieszkującymi współpracownikami.

W erze postmoderny klikowość jest szczególnie powszechnym wyznacznikiem instytucji artystyczno-kulturalnych. Żyjemy jak oblężone miasteczka otoczone morzem wszechpotężnej medialnej tandety: wznosimy więc wysokie mury i dbamy o spoistość garnizonu.
Pod tym względem „Fraza” zupełnie się różni. Może po części dzięki swemu quasi-peryferyjnemu istnieniu udało jej się zachować dawną gościnność z czasów początków pisma. Tu brama jest zawsze szeroko otwarta. Na dziedzińcu spotkamy pisarzy z renomą i poważnym dorobkiem jak i debiutujące poetki, laureatki konkursu, który ledwo co się odbył w jakiejś kresowej mieścinie. Są tu włóczędzy z gawędami z różnych części świata: Islandii, Berlina, Nowego Jorku, Oksfordu, Japonii. Omfaloskopiczni kartografowie własnych wnętrz. Szkolarze i Koszałki-Opałki. Jest batalion recenzentów.
A dziś dobry, bezinteresowny recenzent jest na wagę złota. Można tu się dowiedzieć coś ciekawego o kinie i teatrze, o sztukach plastycznych (z illustracjami i reprodukcjami), o Wschodzie i Zachodzie. Jest tu lamus, archiwum i proza awangardowa.
Czyli istny jarmark (który powinien Krakowowi przypaść do gustu) albo bachtinowski karnawał, rozhuśtany jak taniec liter na okładce.
Ale „Fraza” to nie tylko papier, to ludzie: Magdalena, Anna, Iwona, Zenon, Janusz, Jan, Jolanta, Krystyna…grupa ludzi pełnych literackich i artystycznych pasji, intelektualnie dynamicznych, partycypujących w zjazdach naukowych, organizujących sesje na uniwersytecie rzeszowskim i spotkania z ludźmi pióra, pędzla, czy dłuta w pubie Va Bank. „Fraza” to środowisko którego najbardziej jawną i konkretną działalnością to
znakomite pismo, dające szeroki ogląd polskiego krajobrazu literacko-artystycznego w całej swojej złożoności.

Jako skąpiec czasu, mieszkający nad bardzo odległym od Polski oceanem, pragnący jednak mieć jakąś bieżącą wiedzę o klimacie, wydarzeniach i fakturze polskiego życia literacko-artystycznego, sięgam po „Frazę”.
I dlatego „Fraza.”

Andrzej Busza

 

Z wielu czasopism pozawarszawskich, które sporadycznie lub w miarę często czytuję, „Frazę” szczególnie lubię i wyróżniam co najmniej tak (ale inaczej) jak katowicki „Fa-art.” i krakowskie „Studium” i jak pamiętny poznański „Nowy Nurt”.
Decydują o tym niekiedy najrozmaitsze koincydencje mojej już bardzo długiej literackiej biografii i moje ponad półwieczne kontakty literackie z Rzeszowszczyzną niekiedy bardzo intensywne. Nieobojętna jest mi moja trwała przyjaźń z szefową „Frazy” Magdaleną Rabizo-Birek.

We „Frazie” czytuję zawsze „Strumykowe pisania, wszystkie teksty Magdaleny Rabizo-Birek i z zasady wszystkie teksty znanych i nieznanych poetów rzeszowskich i z całego Podkarpacia,

Uzasadnić tego nie zawsze potrafię, czasem podobają mi się wiersze takich autorów, którzy nie maja szans na sławę pozalokalną. Zapomniałem już nazwisko poetki, której wiersze z życia żony i matki urzekły mnie jakimś nadzwyczajnym ludzkim pięknem (jej wiersze czytałem w oddzielnym tomiku), poetów jej podobnych także we „Frazie” niemało. Cieszy mnie konkurs im. Ratonia, któremu „Fraza” patronuje, cieszy taki poeta jak Bohdan Sławiński, który na łamach „Frazy” zadebiutował ostatnio próbami prozy.
Marzy mi się antologia poetów podkarpackich – jak poznańska antologia poetów Wielkopolski „Słynni i świetni” – pod patronatem „Frazy” i „Nowej Okolicy Poetów”.

Henryk Bereza

 

Czym jest Fraza?
Jest rosłym drzewem o grubym pniu, które zamiast liści ma słowa. Mnóstwo słow. W pniu – jest spora dziupla. O takim drzewie myślał Czesław Miłosz, kiedy udając się na emigrację, wyobrażał sobie swoje przeszłe swoje dzieła jako rękopisy zostawiane w gałęziach
drzew. To drzewo rośnie w lesie polskiej literatury. Po lesie krąży wiele osób,
które się nie znają. Niektóre zostawiają listy w dziuplach, inne je znajdują i czytają. Cieszą się, gdy list bez adresata dotarł we właściwe ręce! To drzewo ma gęstą koronę, która na wietrze szumi inaczej. Szumi całymi frazami.

Anna Nasiłowska