Marek Pękala, Nad urną z prochami Wiesława K.

Marek Pękala

NAD URNĄ Z PROCHAMI WIESŁAWA K.
− co powiedziałem, a czego nie

No więc tak, Wiesławie Drogi, a precyzyjniej mówiąc: Droga Duszo Wiesławowa, nosiłaś to swoje, czyli Wieśkowe ciało 86 lat. Aż wyfrunęłaś. Ty, Wieśku, dobrze wiedziałeś, co się stanie, byłeś przygotowany, i my też już od kilku miesięcy nie mieliśmy złudzeń. Stąd modlitwa, żebyś tylko nie cierpiał. I stało się. Zgodnie ze słowami z Twojego wiersza: „odjechałeś do innego świata, do wielkiego spełnienia”. A tu teraz smutno i żal do Pana Boga, że tak nam urządził to życie, że trzeba odjeżdżać. Ty, zahartowane w ekstremalnych warunkach dziecko wojny, po tułaczce z wołkowysko-grodnieńskiej macierzy, byłeś silny jak dąb, dziwny, bo z olbrzymią wrażliwością i wyobraźnią. W wywiadzie dla „Nowin” z 1996 roku powiedziałeś, że Twoje pisanie zaczęło się „od duchowej gorączki, z wielkiej potrzeby miłości do ludzi, do świata”. A pamiętasz, jak w niejednej rozmowie uwierał nas ten dualizm: ciało – dusza, dusza – ciało. Dopiero niedawno znalazłem jakieś wyjście z tego zaklętego kręgu. W Trenach Jeremiasza. Posłuchaj: „Wyprzedali wszystkie kosztowności, żeby mieć na jadło dla posilenia duszy”. Wniosek: Nie muszę nic wyprzedawać, wystarczy sięgnąć po któryś Twój tom, żeby mi dusza się najadła. Wtedy nie tylko jej kondycja, ale i elegancja − murowane.

(Tu zadziałała cenzura w postaci deszczu. Ani chybi zamówił go Wiesiek K., żebym za dużo nie gadał.) Tak, bez kultury, bez duchowości żyjemy tylko w połowie, i to w tej gorszej; choć tu, na Ziemi, jest ona warunkiem istnienia tej lepszej. (Tu zadziałała cenzura domowa pod groźbą aresztu w WC na 48 h.). Dopiero zmasakrowany pooperacyjnym cierpieniem wyznałeś w telefonie ze szpitala: − Nie chcę już żyć. Tak napisałeś. – Błagam, podrzyj tę kartkę – wołałem − jak chcesz, to zeżrę za Ciebie! Ale Ty jak zwykle swoje: − Tylko poezja się liczy! – A dobroć to pies?! − ripostowałem jako jeszcze późniejszy prapraprawnuk Norwida, żeby przywrócić Ci chociaż odrobinę witalności.

Znaliśmy się z pięćdziesiąt lat, ale tak na serio zbliżył nas karnawał „Solidarności”, stan wojenny, rozwiązanie naszego ZLP, wstąpienie do SPP. No i to dojmujące poczucie prowincjonalności miejsca, w którym przyszło nam żyć. Nam, polskim obywatelom świata i nieba.

No, ale Ty już masz te wszystkie ziemskie problemy z głowy, żeby tylko, z całego swojego długiego ciała. Wiem, nie umieliśmy sprawić, aby Twoja twórczość została należycie doceniona i upowszechniona. Przez lata odczuwałeś na własnej skórze, jak w naszej Polsce traktuje się kulturę. Że żyjemy pod presją ignorancji, obskurantyzmu, w bezustannym ataku komercyjnej masskulturki. Jak ponuro brzmią w tym kontekście słowa Noblisty: „Szczęśliwy naród, który ma poetę”. Tak, Mielec miał to szczęście, i Rzeszów, i Kraków. Miał, mieli, mieliśmy. Ale czy umieliśmy cieszyć się tym szczęściem – przełożyć na konkretne działania?

(Tu znowu zadziałała cenzura w postaci deszczu. Uzasadnienie: jak wyżej.) Oczywiście, marcowa wystawa w mieleckiej Bibliotece z okazji Międzynarodowego Dnia Poezji pod tytułem „Wiesław Kulikowski, nasz poeta” była bardzo wartościowa, ale czy to wszystko, na co nas stać? (Tu zadziałała autocenzura. Uzasadnienie: Z litości!) A dzisiaj bodaj na mały nekrolog nie stać było ani mieleckiego, ani rzeszowskiego ratusza, ani władzy wojewódzkiej, nie mówiąc o ministerstwie kultury. A może to i lepiej, niech ci wszyscy radni, urzędnicy, łącznie z ministrami, myślą, że Ty, Wieśku, nadal żyjesz, tworzysz, nadal jesteś solą w ich oku. I cóż po poecie w czasie marnym, gdy poeta wybitny, a czas coraz marniejszy. Czy teraz trzeba będzie się nam aż bić z władzami Mielca, Rzeszowa o ulicę dla Kulikowskiego lub inny sposób upamiętnienia?

Dziękuję mieleckiemu „Korsu” i tarnobrzeskiemu Radiu „Leliwa” − za informacje o odejściu Poety. Dziękuję Polskiemu Radiu Rzeszów, które jako jedyne wojewódzkie medium szybko i godnie powiadomiło o tej wielkiej stracie dla kultury regionu. (Jak ustaliła Prywatna Służba Śledcza „Niuch” , to zasługa dr. Stanisława Dłuskiego i red. Iwony Piętak). (Autocenzura. Uzasadnienie: z miłosierdzia.) Bo trudno tę dzisiejszą notatkę z czwartej strony „Super Nowości” uznać za rzetelną, oddającą wymiar straty Nie dziękuję więc, tak samo jak TVP Rzeszów, „Nowinom”, czy lokalnej „Gazecie Wyborczej”, bo nie ma za co.] Za to koledzy z Krakowa stanęli na wysokości zadania. Zacytujmy dwa fragmenty:

„Smutny to dzień dla Oddziału Krakowskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Z żalem i niedowierzaniem przyjmujemy wiadomość o śmierci naszego Kolegi, znakomitego Poety […]. Człowieka serdecznego, niezwykle skromnego, niedocenianego przez krytykę, wyjątkowo zainteresowanego problemami środowiska literackiego. […]”

Dziękuję Ci, Poeto Niebotyczny, za wiersze, które nadal mnie rozwijają. Za koleżeństwo i pokrewieństwo duchowe, które leczyły z traumy samotności.

Coraz trudniej się nam rozmawiało − słyszałeś coraz gorzej, czytać nie mogłeś, bo oczy coraz słabsze, a jedno bolesne. Chciałem, aby na okładce nowego – jak się okazało – ostatniego tomu, który pojawił się przed trzema miesiącami, był skan z fragmentem Twojego rękopisu, ale rozedrgana dłoń już nie dała rady. Zapadałeś się. No to błysnął pomysł: − Wieśku, będziesz mi dyktował po jednym wersie, jeden wers na dzień, aż napiszesz cały wiersz. A potem następny. Zapaliłeś się, ale któregoś dnia: − Wiesz, już nie umiem. – Bo Ci się nie chce! − mobilizowałem. I po kilku dniach, a było to siódmego maja, Twój Anioł Stróż o imieniu Agata przysłał maila z Twoim wierszem. Ostatnim. Posłuchajcie:

Sad opuszcza drzewa
aż stają się złote
po wszystkich latach,
po których wspinamy się
− po zielonych schodach
do końca, do zachodu słońca,
po zielonych schodach,
na których spotykam Ciebie
i jeszcze tych, których nie ma.

Więc już wspiąłeś się swą duszą, już jesteś po tamtej stronie − ze swoją ukochaną Anną i innymi bliskimi. Resztę niech dopowie fragment wiersza Leszka Elektorowicza:

Bo wszystko się kończy
lecz to co się kończy jest najmniej skończone
[…]
i dzieło Boże nie jest skończone
staje się bezustannie
i człowiek – na podobieństwo
bo wszystko się kończy lecz
kończy się nieskończenie

Jeszcze dziś słyszę to Twoje miękkie: − Cześć, Marku… No to, cześć, Wieśku Drogi, Wieśku z międzygwiezdnej drogi, cześć − czekaj tam na mnie, czekaj na nas. Do zobaczenia, cześć.

W imieniu pani Agaty Wróblewskiej i całej Rodziny śp. Wiesława – wielkie, serdeczne dzięki dla Wszystkich, którzy przybyli na uroczystość. Dziękuję również w imieniu koleżanek i kolegów po piórze z regionu i kraju.

Marek Pękala

5 sierpnia AD 2021, Cmentarz Parafialny w zadeszczonym Mielcu

Ps.
Jak ustaliła PSŚ „Niuch”, środowisko akademickie Rzeszowa reprezentowali: dr Ewelina Radion, dr hab. Kazimierz Maciąg i dr Stanisław Dłuski.