Magdalena Rabizo-Birek, Między wizją a równaniem. Uwagi o dziewiątej edycji Konkursu im. K. Ratonia

IX Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Kazimierza Ratonia zapamiętam z powodu kilku niespodzianek, które przerwały jego ustabilizowaną formułę. Mam natomiast nadzieję, że nie dlatego, że był jego ostatnią jego edycją, choć rozstrzygnięcie konkursu i uroczystość wręczenia nagród 9 listopada 2013 roku odbywała się w cieniu tej hiobowej wieści, spowodowanej, co łatwe do odgadnięcia, rosnącymi problemami finansowymi. Organizatorzy konkursu – Galeria Literacka przy Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu – starają się go ocalić między innymi przez współpracę z innymi instytucjami kulturalnymi miasta. IX edycję współorganizowała Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Olkuszu. Szkoda byłoby tego ambitnie zamierzonego i dobrze prowadzonego przez Olgerda Dziechciarza i Łukasza Jarosza konkursu, który uczynił wiele dobrego dla popularyzacji Olkusza w ogólnopolskim środowisku literackim, przypomniał osobę i twórczość tragicznego poety Kazimierza Ratonia i wyłonił wiele ciekawych poetyckich osobowości. 

Ważnym elementem nagrody, który zwraca na konkurs uwagę nie tylko debiutantów, ale też poetów z poważnym dorobkiem, jest publikacja tomiku zwycięzcy. Niewielkie książeczki serii Biblioteka Galerii Literackiej GSW przy BWA Olkuszu, w której ukazują się także tomiki autorów związanych z miastem oraz zaprzyjaźnionych z galerią (m.in. Andrzeja Trzeciaka-Komaszyńskiego, Łukasza Jarosza, Jarosława Nowosada, Romana Wysogląda, Marty Jurkowskiej), zwracają uwagę wielobarwnymi okładkami – reprodukcjami obrazów ze zbiorów olkuskiego BWA – starannie dobranymi do charakteru prezentowanych wierszy. Do tej pory ukazało się w serii osiem tomików laureatów konkursu. Redagują je zawsze poeci-jurorzy i organizatorzy konkursu (Marek K.E. Baczewski, Tadeusz Dąbrowski, Roman Honet, Łukasz Jarosz). Ta współpraca bywa dla obu stron ważnym i wzbogacającym doświadczeniem. Przynosi też dobre owoce. Ratoniowe tomiki są zwarte, dobrze skomponowane, oryginalne i ważne (tom Na pstryk i zew Krystyny Myszkiewicz był zresztą nominowany do nagrody Mediów „Cogito”). 

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że – jako osoba jurorująca w konkursie i reprezentująca jego medialnego patrona „Frazę” – jestem nieco stronnicza. Dlatego ucieszył mnie głos bardziej ode mnie obiektywnego Krzysztofa Siwiczyka, jurora VIII edycji konkursu, który powiedział, że „Ratoń” tworzy alternatywny kanon nowej polskiej poezji – poza układami, koteriami i aktualnymi modami. Sprzyja temu niezależność organizatorów, ale również ich dobre kontakty z różnymi środowiskami poetyckimi oraz znajomość najnowszej poezji, którą zresztą współtworzą – wszak sami są znakomitymi poetami (przypomnę, że Łukasz Jarosz kilkanaście dni po rozstrzygnięciu IX edycji konkursu im. Ratonia, został laureatem pierwszej Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, ex equo z Krystyną Dąbrowską). Na początku lutego 2014 roku doszły do mnie pocieszające wiadomości, że między innymi dzięki internetowej akcji przyjaciół konkursu, dyrektor olkuskiej Galerii Sztuki Współczesnej Stanisław Stach postanowił dołożyć wszelkich starań, żeby jego kolejna, jubileuszowa, dziesiąta edycja jednak się odbyła. 

Duże znaczenie dla otwartości konkursu mają zmieniający się co roku poeci-jurorzy. Z natury swego talentu są obdarzeni wielką wrażliwością na poezję. Jako jedyna w tym gronie niepoetka i osoba częściej jurorująca w konkursie (z kilkuletnią przerwą, w której redakcję „Frazy” reprezentował w jury Janusz Pasterski, zresztą także poeta) obserwowałam, jak są oni czuli na przejawy nieautentyczności oraz konkursowe patologie. Denerwuje ich „zawodowstwo” (potrafią zwykle celnie demaskować „konkursowych wyjadaczy”), łatwość pisania i popisywanie się warsztatowymi umiejętnościami. Kilka razy zdarzyło mi się czytać w ich uzasadnieniach, że typują jakiś zestaw do nagród, choć zdają sobie sprawę z jego niedoskonałości. Premiują szczerość lirycznego wyznania oraz znaczony błędami i pomyłkami trud dochodzenia do własnego stylu. Na pewno nie jest tak, co mogłam obserwować na przykładzie Marcina Sendeckiego, że podoba im się poezja podobna do własnej. Myślę, że to wyższe stadium poetyckiego wtajemniczenia – widzieć w kimś, kto się mozoli i popełnia błędy, przyszłego, oryginalnego poetę… Sama wybieram zwykle to, co w moim mniemaniu, najlepsze i ktoś nieznający konkursów poetyckich od kuchni mógłby powiedzieć, że postępuję właściwie. Otóż nie zawsze, gdyż w ten sposób zdarzyło mi się już odkrywać odkryte, czyli nagradzać „stałych” laureatów konkursów. A ambicją organizatorów każdego konkursu jest znajdowanie nowych talentów. 

Nasuwa się pytanie: czy jest w tym coś złego, że poeta lub poetka wysyła swoje wiersze na różne konkursy w tym samym czasie, a ponieważ jest w dobrej formie, po kolei je wygrywa lub zdobywa na nich główne nagrody? Dla poety, zwłaszcza w pierwszym okresie twórczości, może być to sposób sprawdzenia wartości własnych utworów. Ile jednak wygranych konkursów jest potrzebne, by taką pewność zdobyć? Skądinąd wszyscy wiemy o jakże prozaicznej i poniekąd rozgrzeszającej konkursowe recydywy okoliczności – dla wielu osób finansowy aspekt konkursowych nagród jest sposobem na uzupełnienie domowego budżetu. Wreszcie – przy malejącej liczbie czasopism literackich, coraz trudniejszym do nich dostępie i nawet mimo tego, że w pewnej mierze zastąpił je Internet – konkursy i slamy poetyckie są dla pisarzy, zwłaszcza z mniejszych miejscowości oraz tych, którzy nie mają własnych środowisk literackich, miejscem spotkań i rozmów z osobami o podobnej wrażliwości i zainteresowaniach. 

Czy i kiedy powinno się przestać uczestniczyć w zawodach poetyckich? Punktem zwrotnym okazuje się zwykle wydanie pierwszych dwóch tomów wierszy, ich dobre przyjęcie przez krytyków i czytelników, a także znalezienie stałego wydawcy lub wydawców. Poecie, który ma w dorobku więcej niż dwie książki poetyckie jakby nie wypada już uczestniczyć w konkursach, w których nagradzane są zestawy wierszy. Do nich adresowane są (o wiele mniej liczne) konkursy, w których ocenia się projekty tomów poetyckich oraz te największe, prestiżowe, medialnie nagłaśniane, z nagrodami za już opublikowane książki i całokształt dorobku. Niektórzy poeci przestają uczestniczyć w konkursach, bo zmieniają się ich imponderabilia, zwycięża życie lub inne angażujące zajęcia. Wszak także poeta, Jan Paweł II miał powiedzieć, że „poezja to Wielka Pani” i obawia się, że nie był jej „wystarczająco wierny”. 

W regulaminach większości konkursów poetyckich zastrzega się, że powinno się na nie zgłaszać wiersze nienagradzane na innych konkursach i wcześniej niepublikowane. Jak to wygląda to w praktyce? Zdarzyło mi się już otrzymać list od dociekliwego poety, który wypomniał mi jako jurorce innego konkursu, że niektóre wiersze z nagrodzonych w nim zestawów były już gdzie indziej nagradzane, niekiedy nawet kilkakrotnie. Być może są już takie internetowe fora, które zajmują się demaskowaniem tej, dość powszechnej choroby konkursów poetyckich. A jeśli nie, może warto je stworzyć…

Pomyślałam sobie, że należałoby przypomnieć o niekiedy niepisanych, a jednak obowiązujących w środowisku literackim dobrych obyczajach konkursowych. Zatem drodzy poeci nie wysyłajcie swoich utworów (a już szczególnie, jeśli są to te same utwory i zestawy) na wszystkie (na zbyt wiele) konkursów. Może się bowiem zdarzyć, że w jury zasiadać będzie osoba jurorująca w innych konkursach, która rozpozna bez trudu wiersze lub styl pisania poety/poetki, oburzy się na jej konkursową nadprodukcję i o swoim odkryciu poinformuje pozostałych członków jury. Prawie zawsze oznacza to odrzucenie kandydatury do nagród – jeśli bowiem jest w czym wybierać, premiuje się to, co mniej znane, nowe i inne. Nie wysyłajcie także na konkurs więcej niż jednego zestawu wierszy, gdyż może się zdarzyć to, co przydarzyło się to nam podczas IX edycji konkursu im. Ratonia, że oba zostaną wytypowane do nagród i wyróżnień, a wtedy – po odkodowaniu kopert z nazwiskami – dyskwalifikacja oraz utrata dobrego imienia wisi w powietrzu. Wreszcie dobrze się zastanówcie, jeżeli macie w dorobku kilka tomów wierszy, wygraliście ważne konkursy, jesteście zauważeni przez krytyków, czy nie pora zaprzestać udziału w poetyckich zmaganiach, albo brać udział tylko w tych, w których nagradzane są już nie zestawy wierszy, a propozycje tomów poetyckich. 

Jak powiedziała mi jedna z laureatek konkursu im. Ratonia Izabela Kawczyńska, magnesem przyciągającym do udziału w nich bywa także udział w uroczystości wręczenia nagród, która, o czym już pisałam, jest ważnym miejscem spotkań z osobami o pokrewnej wrażliwości i zainteresowaniach, z czasem zmieniających się w serdecznych przyjaciół. Konkurs im. Ratonia ma pod tym względem wiele do zaoferowania – artystyczną atmosferę olkuskiej galerii, gdzie rozmawia się o poezji i słucha wierszy wśród cieszących oczy obrazów, rysunków, rzeźb i grafik. Od czasu swego zwycięstwa w IV edycji konkursu w 2008 roku Iza regularnie przyjeżdża do Olkusza na kolejne rozstrzygnięcia, a czyni to z solidarności, przyjaźni i sympatii dla imprezy, miejsca i przede wszystkim konstelacji osób, które się tam raz do roku gromadzą, by wspominać osobę patrona, uczestniczyć w promocji tomiku laureata poprzedniego konkursu, spotkać jurorów, poznać zwycięzców nagród i wyróżnień oraz wysłuchać ich wierszy. 

Od kilku lat innego bywalca konkursu, przyjaciela Kazimierza Ratonia, Bogdana Dworaka – pisarza, dziennikarza i znakomitego gawędziarza, rodem z Zawiercia, wspiera Magdalena Boczkowska – znawczyni twórczości poety, autorka poświęconej jej monografii oraz edytorka jego rozproszonych i nieznanych pism (Dziennik. Prozy. Teksty krytyczne, Instytut Mikołowski, Mikołów 2012). Niedawno natknęłam się na poświęcony Ratoniowi fragment Notatnika i modlitewnika drogowego Henryka Wańka – wydanej w 2013 roku przez szczecińską Formę sylwy, gromadzącej zapiski pisarza i malarza z lat 1984–1994. W książce zwracają uwagę wspomnienia o zmarłych w tym okresie znajomych autora ze środowiska artystycznego, które także należałoby uznać za ofiary stanu wojennego, przede wszystkim spowodowanej przezeń głębokiej społecznej depresji, walnie wspomagającej rozwój chorób, uzależnień i skłonności samobójczych. Waniek potwierdza diagnozę Krzysztofa Kieślowskiego, który jako pierwszy przedstawił ten syndrom w filmie Bez końca (skądinąd wielkiego reżysera także można uznać za ofiarę tamtych nienormalnych, „wyjątkowych” czasów). 

We wspomnieniu Wańka Ratoń przesiaduje całymi dniami przy usytuowanym przy wejściu do warszawskiej kawiarni „U Literatów” stoliku, wiecznie pijany „od alkoholu albo własnego nawiedzenia”, samotnie bijący się „z własną, pociemniałą rzeczywistością”. Była w nim jednak wielkość poświęcenia „samotnego poety w zwadzie ze światem”. Waniek dzieli się refleksją: „Mój Boże […] całe życie dla dwu albo trzech tomików wierszy, jakichś publikacji tu i tam, nie mówiąc już o guzach i upokorzeniach, które prowokował”. Wspomina także czas jego krótkotrwałej sławy: „Była taka chwila, która wszystkich zdumiała. Ukazał się kolejny tomik Kazimierza Ratonia. Cieniutka broszurka z kilkunastoma wierszami. Na krótki czas stał się czymś więcej niż ta przeszkoda w progu, utrapienie wchodzących. A później zniknął na dobre. Umarł. Heri fuit, hodie non venti. Wczoraj, dzisiaj nie przyszedł. Kiedy to było? Pięć lat temu? Dziesięć? Dwadzieścia? Przy tamtym stoliku zaczęli siadać inni ludzie. Ale gdzież im było do Ratonia? Aż wreszcie całą kawiarnię trafił szlag wolnego rynku i pozostały jedynie jakieś upiory w pamięci”. Przytaczam wspomnienie Wańka o patronie olkuskiego konkursu, by przypomnieć, że uprawianie poezji i bycie poetą to – jak napisał w poemacie Noc Poetów (Warszawa pisarzy) jeden z jurorów konkursu im. Ratonia Bohdan Zadura – „jednak śmiertelnie poważna sprawa”. 

W IX edycji „Ratonia” oceniałam 69 zestawów wierszy wraz z poetami Marcinem Sendeckim i Julią Szychowiak. Mieliśmy tym razem nieco problemów z wyłonieniem trójki laureatów. Nie dlatego, że – co się czasem zdarza – różniliśmy się diametralnie swoimi typami. Były między nami różnice, ale szybko wyłonił się wspólny zestaw, z którego wybieraliśmy laureatów nagród i wyróżnień. Na tym etapie trochę się pospieraliśmy. Mieliśmy bowiem obok siebie reprezentantów dwóch, a nawet trzech odmiennych dykcji poetyckich. Prostota wyrazu, lapidarne obrazki z natury, arkadyjska wiejskość sąsiadowała z wizjonerstwem, skomplikowaniem i hermetycznością języka, klasycyzującą wirtuozerią formy, erudycyjnością, miejskimi realiami oraz rekwizytorium późnej nowoczesności. Kiedy się nad tym naszym ostatnim werdyktem głębiej zastanowiłam, dostrzegłam, że podobne przeciwstawienia pojawiały się w każdej edycji konkursu. Stronę „wizji” reprezentuje poezja Macieja Sawy, Krystyny Myszkiewicz, Izabeli Kawczyńskiej, Arkadiusza Stosura, stronę „arkadyjskiej prostoty” Teresa Radziewicz i Janusz Radwański, zaś Marcin Orliński – jedyny zwycięzca konkursu, który nie opublikował w Olkuszu tomiku (wybrał debiut w krakowskim „Studium”) oraz Natalia Zalesińska w różny sposób łączą w swych wierszach obie tendencje. Orliński tworzy „proste” miejskie obrazki, nierezygnując z erudycyjnych intertekstów; zaś Natalia Zalesińska pisze, co prawda, krótkie wiersze, ale są one „hermetycznie” osobiste i formalnie skomplikowane. Oczywiście upraszczam, co będzie widoczne dla tych, który zechcą przeczytać publikowane we „Frazie” zestawy wierszy nagrodzonych i wyróżnionych laureatów IX edycji konkursu Ratonia. 

Zwycięzcą konkursu został Bartosz Konstrat. Po raz pierwszy nagrodziliśmy tak znanego poetę, ale – o czym świadczy zdumienie wszystkich jurorów – przechodzącego poetycką metamorfozę, niemal „nie do rozpoznania”. Może dlatego zdecydował się po kilku latach przerwy na udział w kilku konkursach, by tę nową dykcję wypróbować? Poeta napisał w jednym z dwóch autotematycznych wierszy, że „język jest linoskoczkiem” (język jest). Przy lekturze jego utworów, oszałamiających mistrzowskimi figurami języka i oryginalnie zestawianymi obrazami, pisanych jakby metodą improwizacji (lub wariacji) na zadany sobie temat, gdyż melodyjność jest ich ważnym atutem, przypomniał mi się świetny tytuł recenzji Dariusza Nowackiego Chłopiec pióra na trapezie (tekst dotyczył prozy Janusza Rudnickiego). 

Ostatnie wiersze, a właściwie prozy poetyckie Konstrata, które – kiedy to piszę – już ukazały się w tomiku dzika kość. encyklopedia utraconych szans w olkuskiej serii, są stylistycznie jednorodne i układają się w całość, przypominającą podzielony na części poemat prozą. Aby odpowiedzieć, o czym traktuje, trzeba przeczytać teksty wielokrotnie i głębiej się nad nimi zastanowić. Moje pierwsze lekturowe wrażenia były oszołomieniem i poddaniem się ich działaniu. Słowa, ich konstelacje, frazy działają u Konstrata tak, jak zestawienia barw w obrazie – aktywizują zmysły intensyfikacją walorów brzmieniowych (eufonie, aliteracje, okazjonalne rymy i współbrzmienia słów) oraz feerią dziwnych, onirycznych obrazów. Przypominają, także z powodu francuskich reminiscencji (portierzy, konsjerże, korytarze zła) sławne tomy Rimbauda Iluminacje i Sezon w piekle, a także, choć to nieco bardziej odległe skojarzenie, prozy poetyckie twórców „Sztuki i Narodu”: Bojarskiego, Trzebińskiego, Gajcego, przede wszystkim zaś Okno Stroińskiego. Konstrat jest z pewnością poetą wizji. Tak zestaw nadesłanych wierszy, jak i tom, którego pochodzą, opowiada o przygodzie języka, demonstruje sposób tworzenia i słowną wyobraźnię autora, które jakby dominują nad podejmowanymi przez niego Wielkimi Tematami: Bogiem (mój bóg), śmiercią, chorobą, złem, zawiłymi związkami duszy i ciała, samotnością (bum, bum), infernalnymi obrazami z życia wielkiego miasta (zwierzątko sensu, bum, bum, opowiadania w skórze, mój bóg). 

Przeciwny biegun poezjowania reprezentują wiersze laureata III nagrody Tomasza S. Mielcarka – kilka lapidarnych wersów – słownych kresek, odtwarzających precyzyjnie i realistycznie, z zachowaniem nastroju i emocji osoby, przedmioty, małe i wielkie zdarzenia z życia codziennego. Mielcarek tworzy utwory bliskie poetyce haiku, zanurzone w świecie natury i wyrastającej z niej wizji życia: na wsi, w walce człowieka z żywiołami, wspólnocie ze zwierzętami. Kreuje Arkadię – wyspę wyobraźni – jakże odległą od ironiczno-nostalgicznego wizerunku polskiej prowincji z wierszy laureata poprzedniego konkursu Janusza Radwańskiego, który podczas uroczystości rozstrzygnięcia konkursu promował właśnie wydany tomik Chałwa zwyciężonym, zredagowany przez Marka K.E. Baczewskiego.

O poezji Pawła Podlipniaka, który po raz drugi otrzymał (tylko) drugą nagrodę, pisałam sporo w ubiegłym roku. Ponieważ od czasu rozstrzygnięcia ostatniego konkursu, napisałam mu opinię wydawniczą, wyraźniej skrystalizował mi się obraz jego twórczości. Podlipniak wpisuje się w szeroki projekt ponowoczesnego klasycyzmu, w pewien sposób kontynuując i rozwijając (głównie za Markiem K.E. Baczewskim) jego nurt ironiczny, choć zdarza mu się (tak było w obszernym konkursowym zestawie) grzeszyć nadmiarem dyskursywnej refleksyjności i manieryczną momentami erudycyjnością. Każdy jego wiersz poprzedza solidne motto, pełno w nich intertekstualnych nawiązań (do dzieł kultury wysokiej i popularnej, np. klasyki muzyki rockowej), chętnie dialoguje z żyjącymi i zmarłymi poetami. Warto jednak docenić fakt, że Podlipniak – jak przed nim Norwid i jego poetycka szkoła – „myśli w wierszu”. Jego poezja przynosi wielostronne zapisy świadomie przeżywanych, różnorodnych egzystencjalnych doświadczeń, stanowi ekspresyjną reakcję na dokuczliwość i niedoskonałość życia (przede wszystkim w dzisiejszej Polsce, której przykładem w jego tegorocznym zestawie był wiersz Heimat [konwertka dla Pawła Huelle]).

Trudniejsza do scharakteryzowania jest poezja laureatów wyróżnień: Piotra Przybyły, Katarzyny Koy Kozielczyk i Krzysztofa Bojki, także wskazanej przez jurorów Agnieszki Salomon. To mniej wyraziste poetycko głosy, choć ich wiersze są prawdziwie ponowoczesne (wedle pamiętnej klasyfikacji Karola Maliszewskiego). Są to dykcje ściszone, meandryczne i nieostre znaczeniowo, unikające regularności, oscylujące między introspekcją, owocującą wnikliwymi mikrostudiami życia wewnętrznego, a zaangażowaną we współczesność publicystycznością (także w formie „reportażu z własnych przygód”). Niełatwe w lekturze wiersze Piotra Przybyły metaforycznie komplikują „mały realizm” – zwykłość i codzienność, co wpisywałoby poetę z Karpacza do szkoły „św. Mirona” – jak nazwał Białoszewskiego Jan Darowski – jeden z jego pierwszych (i dodajmy, że od razu zbuntowanych) uczniów. 

Ten nurt konkursu, który reprezentowały wiersze laureatów skupione na obserwacji świata, kreujące pełne empatii wizerunki Innych, na ogół słabszych, przegranych, usytuowanych na marginesach życia efektownie spuentował Janusz Radwański tytułując swój pokonkursowy tom Chałwa zwyciężonym. Poezja autorów wyróżnionych w tegorocznym konkursie reprezentuje jakości, o których pisałam, że szczególnie cenią je poeci-jurorzy: są w niej obecne samorodki czystej poezji, słowa wykuwane w mozole, nade wszystko tak trudna do sprecyzowania autentyczność i szczerość, nieskażona jeszcze niszczącym przebywaniem w literackim (i konkursowym) światku. Poetom i sympatykom konkursu im. K. Ratonia pozostaje czekać z nadzieją na kolejną, jubileuszową edycję konkursu.

Magdalena Rabizo-Birek