Magdalena RABIZO-BIREK, Jak młodsza siostra

Pamięci Marleny Makiel-Hędrzak (1968–2019)

Magdalena Rabizo-Birek

Jak młodsza siostra

Na kolejną w Galerii „Frazy” prezentację prac Marleny Makiel-Hędrzak, umawiałam się z artystką pod koniec kwietnia 2019 roku, na wernisażu jej – jak miało się okazać – ostatniej wystawy, którą zaprezentowała w ramach Firmowych Spotkań ze Sztuką w Galerii ICN Polfa w Rzeszowie, na zaproszenie Podkarpackiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. To zaproszenie było ponawiane przez Prezesa Zachęty, Jacka Nowaka, od blisko dziesięciu lat, ale wreszcie, szczęśliwie, wystawa doszła do skutku. Znana z dążenia do perfekcjonizmu Marlena przygotowała ekspozycję niezwykłą, przemyślaną w każdym detalu i artystycznie porywającą – dziś, w perspektywie jej nagłej i niespodziewanej śmierci – jawi mi się ona jako podsumowanie jej różnych poszukiwań i talentów.

Zatytułowała ją PreTeksty – podkreślając w grafii tytułu zakorzenienie przedstawionych na niej rysunków w domenie literatury, w słowie. Każdej zaprezentowanej na niej pracy (a kilka z nich było tryptykami), opatrzonej autorskimi tytułami, towarzyszył także fragment tekstu, który ją zainspirował. Były tam wiersze jej ulubionych poetów i poetek oraz fragmenty prozy, które urzekły ją swym pięknem, obrazowością, poruszyły odkrywczością lub głębią myśli. Wybrała ze skarbnicy polskiej i światowej literatury przede wszystkim utwory o charakterze epifanii – objawienia tajemnicy, odsłonięcia boskości, wniknięcia poza zasłonę doczesności w inny, doskonalszy świat. To był – jak się zdaje – od początku jej samodzielnej drogi twórczej wybrany przez nią kierunek poszukiwań i rodzaj artystycznego przekazu. Była bowiem człowiekiem i artystką o wyobraźni religijnej i metafizycznej.

Nie była jednak, szczęśliwie, dogmatyczna i własne imponderabilia nie przeszkadzały jej w docenieniu wyobraźni artystycznych nawet skrajnie odmiennych od jej własnej. Tak działo się na innych polach jej aktywności: jako lubianej i bardzo przez uczniów oraz kolegów szanowanej nauczycielki akademickiej, kuratorki wystaw oraz krytyka sztuki. Marlena napisała na przykład, z czego mój mąż Wojtek jest bardzo dumny, jedyny szkic o jego autorskich komiksach (i celnie go zatytułowała: Raa!, czyli narracje i obrazy).

Miałam wielkie szczęście być świadkiem niezwykłego rozwoju jej artystycznej osobowości – od pierwszej wystawy zbiorowej w BWA w Rzeszowie późną jesienią 1996 roku, na której prezentowała (jeszcze jako Marlena Makiel) swe prace powstałe w okresie studiów w Pracowni Rysunku Instytutu Sztuki UMCS w Lublinie, którym kierował jej mistrz, profesor Stanisław Górecki. I to on zaproponował swej utalentowanej wychowance podjęcie pracy w powstającym wtedy w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie Instytucie Sztuki. W jego strukturach o zmieniających się nazwach szybko przeszła kolejne stopnie naukowego awansu – zrobiła doktorat, a następnie habilitację. Nie udało jej się, w czym nie było żadnej jej winy, uzyskać tytułu profesora zwyczajnego (zabrakło jej do tego celu wypromowania doktora). Zapewne byłoby to możliwe teraz, gdy dawny Wydział Sztuki uzyskał po wielu latach starań prawa doktoryzowania.

Wydaje się pewne, że artystyczne komisje awansowe, którym przedkładała swój dorobek, doceniały nie tylko jej umiejętności warsztatowe w dziedzinie rysunku warsztatowego, któremu pozostała wierna (stale wzbogacając środki wyrazu i poszerzając inspiracje), ale i drugi jej wielki talent – umiejętność formułowania swych myśli, uczuć i wizji także w słowie. Marlena pisała interesujące wiersze i świetne szkice o sztuce. Bardzo wiele czytała, nieustannie pogłębiając swoją wiedzę o sztuce, literaturze, religii i filozofii. Potrafiła celnie charakteryzować dzieła plastyczne, o których pisała, świetnie dobranymi cytatami. Może prowadziła dziennik lektur, a może miała genialną pamięć? Trochę zazdrościłam jej tego daru.

Tak się złożyło, że rozwijała swoje umiejętności pisarskie na łamach „Frazy”, redagowanej przeze mnie – wtedy świeżo upieczoną redaktorkę naczelną – jeszcze niepewną tego, czy poradzę sobie z niełatwym zadaniem utrzymania istnienia pisma. Może dlatego zapamiętałam okoliczności jej debiutu – publikację w pierwszym, zredagowanym przeze mnie numerze (1998, nr 1–2) jej świetnego, zachowującego aktualność i cytowanego w opracowaniach szkicu Chrystus Chagalla. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak wielką wagę przywiązuję do poprawności stylistycznej i rzetelności w opracowaniu redakcyjnym tekstów (zwłaszcza naukowych). Marlena przeszła ze mną przy tej swojej pierwszej publikacji naukowej prawdziwą drogę przez mękę, ale była cudownie cierpliwa. Pozostał mi z tego okresu w pamięci emblematyczny obraz młodej kobiety z burzą pięknych, wijących się wokół głowy czarnych włosów, okutanej w malowniczą, zwiewną pelerynę, czekającej na mnie, wiecznie spóźniającą się (w erze przedkomórkowej!) na umówione spotkania, w chłodzie i ciemności w bramie mojego domu…

Tuż po tej publikacji, gdy na okładce „Frazy” pojawiło się w pierwszej linijce wybite wersalikami jej imię, nazwisko i tytuł szkicu, podarowała mi zrobioną przez siebie unikatową czarną książeczkę pod tytułem 5 pytań do Chagalla (pod dedykacją dla mnie widnieje data „marzec 1999”). Zawiera pięć wierszy Marleny inspirowanych pracami artysty z Witebska, których czarno-białe reprodukcje ilustrowały tom. Otwiera go utwór Linia, który rok później stał się tytułem jedynej, wydanej za życia, książki poetyckiej Marleny. Przytoczę go w całości, bo to ważna wypowiedź autotematyczna o wybranej przez nią odmianie i dziedzinie sztuki (także intertekst przywołany w napisanym na wieść o jej śmierci a publikowanym w tym dziale „Frazy” wierszu Jana Belcika):

Wiedziona drżeniem

linio

ewoluująca ku zanikowi

spiętrzona w plamę

o rzadkim walorze

linio profilu

widma

niemocy

kojarzona w weselny korowód

eremitko na skraju kartonu

wartości stała i

niezastąpiona

przęsło koloru

gdzie bije źródło

Twojego Rodzaju

Nie przyjaźniłyśmy tak „od serca” i plotek (nie umiem sobie zresztą wyobrazić jej w takiej sytuacji), ale była między nami duchowa bliskość, wzajemny szacunek i współpraca, wspieranie się w twórczych działaniach. Na wieść o jej krytycznym stanie napisałam spontanicznie w jednym z maili do znajomych, że była mi kimś takim, jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Porozumiewałyśmy się bez zbędnych słów, ona ich zresztą nie potrzebowała – chwytała twórczą myśl w lot i ją po swojemu, niekiedy imponująco, realizowała i rozwijała.

Szybko stała się współpracowniczką „Frazy”. Pomagała nam na wiele sposobów. Projektowała okładki do wydawanych w serii Biblioteka „Frazy” książek, głównie tomów poezji. Staraliśmy się wybierać dla niej propozycje bliskie typowi jej wyobraźni i lokalnemu zakorzenieniu – ilustrowała m.in. tomy wierszy zebranych ks. Janusza A. Ihnatowicza i Jerzego Wratnego, ale też zredagowany przeze mnie tomik wybitnej ukraińskiej poetki Natałki Biłocerkiweć Róża i nóż (jedna z ilustracji do niego znalazła się na wystawie PreTeksty – Marlena wspomniała, że była ważną inspiracją dla idei tej wystawy). W ostatnich latach stworzyła, nie waham się użyć tego słowa: wybitne opracowania graficzne do tomów swych krośnieńskich przyjaciół poetów – Jana Belcika Cienie Getsemani (2017) i Jana Tulika Opisze to noc. 101 pomysłów na uty i haiku (2018).

Chętnie także realizowała rozmaite nasze „zamówienia” na wystawy, z których pierwszą było Światło pamięci – dzieł inspirowanych twórczością Janusza Szubera. Imponująca ekspozycja, do której Marlena skutecznie zachęciła nie tylko swoje koleżanki i kolegów z Wydziału Sztuki, ale i artystów z innych środowisk, towarzyszyła zorganizowanej przez nas we współpracy z Instytutem Filologii Polskiej UR jubileuszowej sesji o twórczości mistrza z Sanoka. Wynikła z niej niecodzienna, ale zakorzeniona w artystycznych zainteresowaniach Szubera, formuła wydanej w 2008 roku monografii zbiorowej – ilustrowanej barwnymi reprodukcjami prac artystów, z piękną okładką projektu Marleny. Dodatkowo to ona dobrała odpowiednie prace do każdego z artykułów zamieszczonych w książce.

Po tej udanej ekspozycji przyszły kolejne, oparte na podobnej idei tworzenia dzieł plastycznych w dialogu z utworami literackimi – często już jej własnego pomysłu, realizowane z innymi twórcami oraz rosnącym z każdym rokiem gronem wychowanków – wokół twórczości Wiesława Myśliwskiego, Brunona Schulza, Anny Frajlich, Janusza Szubera… Być może jednak jej największym osiągnięciem jako pomysłodawczyni i kuratorki wystaw pozostanie przygotowana z rozmachem i udziałem wybitnych polskich artystów wystawa w Muzeum Diecezjalnym w Rzeszowie zatytułowana Pamięć i ślad – o obecności w naszej pamięci i osobistym doświadczeniu Żydów i tradycji żydowskiej (maj–czerwiec 2018). Prezentowaliśmy ją równo rok temu wraz z poświęconym jej szkicem Marleny w numerze „Frazy” 2018, nr 3–4. A tytuł wystawy posłużył mi jako nazwa głównego bloku tekstów we „Frazie” – także wypełnionym przez twórców i tematy żydowskie.

Marlena publikowała na naszych łamach wiersze i szkice o sztuce, przygotowała także memorialne wystawy oraz prezentacje artystów przedwcześnie i tragicznie zmarłych – studenta pierwszego rocznika Instytutu Sztuki Szymona Zarycha oraz kolegów – Zdzisława Kubika i Krzysztofa Woźniaka. A teraz my musimy ją pożegnać…

Wiedziałam, że od wielu lat zmaga się z poważnymi chorobami i jest słabego zdrowia, a także o tym, że ma rozmaite problemy osobiste. Nie miała łatwego życia, ale też nigdy takiego nie szukała. Stawiała sobie najwyższe wymagania i podejmowała odpowiedzialnie wiele zadań. Nie znała też – tak mi się wydaje – słowa „nie”. Może czasem zbyt mało siebie doceniała, zbyt mało o siebie dbała. Za to zawsze miała dla bliskich ciepły uśmiech i dobre słowo. Czarny anioł – tak ją od dawna nazywałam w myślach.

W ostatnim okresie życia podjęła kolejne ważne zadanie. Powołała z koleżankami i kolegami z Wydziału Sztuki UR do istnienia rocznik „Warstwy” i została jego redaktorką naczelną. Nie miałam serca ostrzegać ją, na co się porywa, ale wiedziałam dobrze, co ją czeka. Ukazały się do tej pory dwa numery pisma, w ostatnich pracach redakcyjnych jest numer trzeci. Jest to prawdziwie imponujące, bogate merytorycznie, piękne edytorsko dzieło. Marleny dzieło życia. Po dwudziestu dwóch latach redagowania pisma wiem lepiej od innych, ile ciężkiej pracy, czasu, wysiłku, nerwów stoi za takim zadaniem, że to jest bardzo poważne, dodatkowe obciążenie, a przecież nikt jej innych zajęć nie ujął. Wspominam ten fakt, bo ostatnia z naszych rozmów dotyczyła właśnie jej trosk związanych z funkcjonowaniem tego pisma.

 

Hiobowa wieść o jej krytycznym stanie dotarła do nas dzień przed Wigilią i naznaczyła świętowanie smutkiem i niepokojem. Marlena zmarła 31 stycznia 2019 roku i pożegnaliśmy ją w jej rodzinnym Krośnie 4 stycznia 2020 roku. W kościele św. Piotra Apostoła i św. Jana z Dukli jej jasna trumna stała pod ołtarzem, tuż obok figurki leżącego w żłóbku Dzieciątka Jezusa. Wokół ołtarza stały ozdobione bombkami, świecące lampkami choinki i świąteczne dekoracje. Tłum ludzi, który żegnał Marlenę, ułożył wokół trumny i pośrodku kościoła dywan z wieńców i wiązanek kwiatów (także w odcieniach błękitu, który tak lubiła i który był znakiem firmowym jej prac plastycznych). Wszyscy, którzy mogli i chcieli, przystąpili do komunii. Padło wiele pięknych, poruszających, serdecznych słów o niej. Zabrzmiała muzyka. Moi starsi krewni mówili o takim wydarzeniu, że to był „piękny pogrzeb”. To prawda, był piękny i godny osoby, w której nie było „nic zwyczajnego”. Ale cudownej, dobrej, utalentowanej, niezawodnej Marleny już z nami nie ma i to jest bardzo trudne doświadczenie.

Magdalena Rabizo-Birek