Głosy nieobecnych – siódma Ulica Poetycka oczami błazna.
Mariuszowi, bez którego nie byłoby mnie tu i tam
„A słowa się po niebie włóczą…” – to zdanie znalazł błazen na odwrocie przewodnika po Ulicy Poetyckiej – wydarzeniu literackim, zorganizowanym po raz siódmy w Zamościu przez Zamojski Dom Kultury. Program zapowiadał włóczęgę i literaturę, słowa i dźwięki, obrazy z bliższej i dalszej przeszłości, wiedzę i pamięć. Dwa przedostatnie dni sierpnia pomogły błaznowi zostawić wszystko inne, czym żył dotychczas, by podążyć rozrzuconymi po zamojskiej starówce poetyckimi trasami. Przysiąść i pobyć z poetami. Posłuchać ich słów, pomyśleć, przeżyć coś niezwykłego. Odnaleźć coś, czego nie spodziewał się zastać ani odkryć podczas krótkiego pobytu na rodzinnej ziemi.
Piątek, 29. dzień sierpnia, pamiętna godzina siedemnasta. Festiwal rozpoczął w Klubie Jazzowym im. M. Kosza przy ulicy Szczebrzeskiej koncert upamiętniający bohaterów Powstania Warszawskiego, zatytułowany cytatem z wiersza jednego z nich – Zdzisława Stroińskiego Z Hiobów w Konrady / szaleni przez wielkość. Cóż to był za przekrój osobowości! O powstańczym zrywie ekspresyjnie śpiewali długowłosi chłopcy i dziewczęta. Błazen słuchał. Kołysany dźwiękami fortepianu, gitar i bębnów dumał, o czym myślą młodzi wykonawcy? Przeżywają tremę debiutantów, czy też drżą im ręce z powodu treści wyśpiewanych, melorecytowanych i wykrzyczanych słów, między innymi piosenki grupy Lao Che Godzina W:
siekiera, motyka, piłka, szklanka,
biało-czerwona opaska moja – opaska na ramię powstańca,
w kieszeni strach, orzełek i tytoń w bibule,
ja nie pękam, idę w śmierć ot tak – na krótką koszulę.
Błazen lubi dalekie paralele i nadużycia interpretacyjne. Myśli o swoich okupantach, o zgliszczach po nieudanych związkach i stratach bliskich. Swojsko mu się zrobiło i przaśnie, gdy się zasłuchał w wiązance „zakazanych” piosenek wykonywanych przez ludową kapelę w mocno dojrzałym wieku. Może taki właśnie był klimat okupowanych miast i miasteczek, gdzie chciano zatrzymać coś z normalności, by na chwilę zapomnieć o piekle wojny? Uśmiech słuchaczy budziły malownicze, ludowo-apaszowskie stroje wykonawców, charakterystyczny głos wokalistki, podrygujący skocznie lider kapeli, wybuchowa mieszanka biesiadności i sentymentalizmu aranżacji oraz wykonania utworów. Piątkowy wieczór zwieńczył występ zamojskiej grupy, prezentującej patriotyzm w wersji hip-hopowej. Padło wiele wielkogabarytowych słów i deklaracji, dowiedzieliśmy się, kim jest wykonawca, co czuje, jak według niego wygląda świat. Muzyka w tle unosiła w dal myśl słuchacza, gdyż mocny głos poety rapera i gęsty artykulacyjnie tekst prosił się o wersję drukowaną, by zostało w pamięci coś więcej niż jego zaangażowanie i emocje.

Przybywających na koncert wykonawców i widzów witała ustawiona przed klubem instalacja Darka Łukasika, upamiętniająca Zdzisława Stroińskiego. Postać tego poety, absolwenta I Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Jana Zamoyskiego w Zamościu, który pod koniec lipca 1944 roku wyruszył do stolicy ze Zwierzyńca, gdzie spędzał u rodziców wakacje, by wziąć udział w powstaniu, przybliżyła redaktor naczelna „Frazy”, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego Magdalena Rabizo-Birek. Wspominała także innych młodych poetów, którzy zginęli w okupowanej i powstańczej Warszawie. Urealniła ich biografie, przypominając o tym, że byli do nas podobni – przyjaźnili się, kochali, rywalizowali ze sobą, mieli młodzieńczy zapał, byli może bardziej zaangażowani w sprawy publiczne, ale również krytycznie reagowali na otaczającą ich rzeczywistość i społeczny konformizm. Przede wszystkim zaś chcieli tworzyć literaturę czynu, adekwatną do charakteru czasów, w których żyli. Podzieliła się zarówno swoją fascynacją twórczością Stroińskiego, jak i refleksją o poszukiwaniach jego osoby w tekstach, które zostawił. Wspomniała o młodzieńczych wierszach napisanych w Zamościu i najwybitniejszym utworze poety – cyklu liryków prozą Okno, który napisał w Zwierzyńcu, o współtworzonym przez niego wraz z przyjaciółmi piśmie „Sztuka i Naród”, z dzisiejszego punktu widzenia, mocno prawicowym, o pasji fotografowania, o bliskiej przyjaźni, aż do końca życia, z poetą Tadeuszem Gajcym.

Błazen pilnował się nieustannie, by słuchając, nie otwierać ust, nie dać poznać po sobie tendencyjnego zachwytu, gdyż niezwykle mocno rezonowała w nim opowieść o doświadczeniu lęku jako czynniku, który daje niekiedy niepojętą siłę, by działać, tworzyć i pisać. Odczuł przyspieszone krążenie, gdy w rozważaniach pojawił się wątek stanów psychodelicznych wywołanych nie używkami, ale traumą, bliskością śmierci, lękiem przed nią i próbami jej oswojenia, które poeta zawarł w swoich ostatnich utworach. Słowa jako ocalenie: „Tak widzę Stroińskiego. Pozostający nieco w cieniu swych błyskotliwych kolegów, refleksyjny młody człowiek o niezwykłej wyobraźni, który literaturze zawierzył swoje odczuwanie świata, niejako cały się w niej zawarł. Pisanie gęstym, poetyckim językiem było dla niego formą wyrażania skrajnie trudnych przeżyć i refleksji, a także skuteczną terapią, pozwalającą żyć pełnią życia i przygotować się do śmierci” – mówiła.
Magdalena Rabizo-Birek podzieliła się ze słuchaczami ważnym dla błazna wrażeniem – mimo że przemyślała wcześniej zagadnienia, które chciała wyrazić, czuła, że „coś” jeszcze jest do powiedzenia i próbuje znaleźć sobie ujście. Może były wśród nas dusze powstańców? Może chcieli zabrać głos, używając osoby mówiącej o nich z dużą wrażliwością? „Myślę o tych młodych poetach powstańcach w kategoriach »dziś«, bo szczęśliwie zostawili nam swoje słowa. Tworzyli, by dłużej być wśród nas. Refleksja o śmierci była w ich twórczości wszechobecna, ponieważ pomagała im się do niej przygotować. Musieli ją oswoić, tym bardziej że dobrze wiedzieli, iż nie będzie romantyczna, jak w popularnych żołnierskich pieśniach. Raczej groteskowa, łatwa jak obiad” – podsumowała, cytując Okno Stroińskiego. I wtedy wszystko, co błazen usłyszał wcześniej z towarzyszeniem dźwięków, ułożyło się w całość, podążyło za nim, powracało w kuluarowych rozmowach.
W samo południe w sobotę 30 sierpnia, drugiego dnia Ulicy Poetyckiej, przywitała gości BWA Galeria Zamojska. – Zapewne wszyscy oni chcą „Poistnieć z Leśmianem” – jak sugeruje przewodnik – pomyślał błazen, wciskając się pięć minut po czasie między zajęte krzesła. Gdy przed publicznością pojawiła się, jakby przeniesiona z dwudziestolecia międzywojennego, nobliwa dama, Cecylia Galilej z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, błazen zamienił się w ucznia. Wysłuchaliśmy prelekcji o neologizmach Leśmiana. „Bezsens, bezświat, beztęsknota. Niedostrzeżny, człowieczny, uduszny. Niedourocze, niedomieszanie…” – z ust prelegentki wysypywały się słowa, które były niczym gotowe rozwiązania do wpisania w puste kratki krzyżówki. W głowie błazna rodziły się nieustannie pytania: jak nazwać to, gdzie się jest, jak się czuje, co się widzi, jak odbiera sygnały, których właściwie może nawet nie ma? Gdzie ich szukać – jasne – u Leśmiana! Są u niego całe zbiory słów, pełne ich szafy, cierpiące na hipertrofię!

Gdy wzrok błazna błądził po otaczającej uczestników spotkania wystawie ilustracji do dzieł klasyków literatury polskiej ze zbiorów Galerii Zamojskiej, prelegentka powiedziała: „Bohaterowie Leśmiana jeszcze zza grobu tęsknią do życia, do miłości”. Błazen znów musiał nad sobą zapanować, aby wytrwać do końca bez histerii, nie bić braw, nie przerywać prośbami o więcej podobnych opowieści. Trzeba było iść dalej, bo czas gonił. Następny w programie był turniej literacki im. Bolesława Leśmiana. Każdy, kto pisze w bólach lub kto nie potrafi postawić tamy zalewowi słów, mógł przez chwilę zaistnieć przy mikrofonie. Było jąkanie się, pot na czole, drżenie dłoni, przeprosiny, że będą czytać, ale nie wiedzą, czy się nadają, że chcieliby, ale się boją, że jakiś dziwny wstyd ich ogarnia, że są nieśmiali itd. Prowadząca spotkanie Bożena Fornek z Zamojskiego Domu Kultury życzliwie zapowiadała każdego i starała się dodać otuchy występującym.
W turnieju zwyciężył Piotr Piela z Łabuń, który dał się błaznowi poznać nie tyle jako mistrz słowa, ile dystansu do własnych utworów. Czytał je pewnie, z aktorskim zacięciem i poczuciem humoru. Nagrody otrzymali również Katarzyna Krupa, Konrad Grochecki i Barbara Radomska. Poznany w Krasnymstawie Konrad, przesyłając później błaznowi kilka zdjęć z wydarzenia, dołączył również swój wyróżniony wiersz, z krótkim komentarzem: „czytając jakoś się rozmyłem, więc może w piśmie będzie dla Ciebie jaśniejszy w odbiorze”:
STAŁE I NIESTAŁE
sprzątam pokój po tym jak wróciłem
nie wiem gdzie upchać te wszystkie rzeczy
które przywiozłem ze sobą. siedzę i patrzę
na podłogę w paski. promieni i szarości
zasłoniło się. to chyba chmury
albo pierwsze oznaki starzenia się lata
pszczoły na matowych kolorach
coś tańczą. jakieś motywy z życia i śmierci
kręcą się mokre
a ja sprzątam podłogę pełną stert papieru
biurko z kurzu i kurczy mi się chaos
stałe i niestałe. chodzi za mną
wskakuje do dłoni jak pasikonik
i nie wiem gdzie upchać w tym pokoju siebie
taki suwenir przywieszony z bezkresu
do tego miasta-kresu
Krasnystaw, 7.08.2014
Podczas turnieju zaistnieli też nieobecni – jak poetka Bronisława Fastowiec z Browarówki koło Siennicy Różanej (powiat krasnostawski), mieszkanka Kamienia (powiat chełmski), która zmarła 6 czerwca 2014 r. Jej utwory i wspomnienie o niej pojawiło się w ostatnim numerze krasnostawskiego kwartalnika kulturalnego „Nestor” za sprawą członka jury konkursu Henryka Radeja. Błazen poczuł, że coś każe mu wstać i przeczytać jej teksty. Jeśli nie błazen, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Dostał od poetki na początku roku list i sam napisał do niej dwa. W tym ostatnim był załącznik – numer „Frazy” poświęcony zmarłemu 16 października 2013 r. Mariuszowi Kargulowi, za sprawą którego artystka i błazen dowiedzieli się o swoim istnieniu. Odpowiedź pocztowa już nie nadeszła. Po wyjściu z Galerii BWA z książkową nagrodą za spontaniczną lekturę przywitał błazna mokry chodnik, jakby ślad po odpowiedzi z nieba. Pieszczotą dla uszu okazał się kończący zdarzenia w Galerii koncert gitarowy zamościanina Andrzeja Fila i pochodzącego ze Zwierzyńca Andrzeja Gondka. Przy takich dźwiękach można zasypiać i budzić się, kochać, rodzić dzieci i umierać.
O godzinie 13. Sławomir Bartnik, miłośnik i znawca twórczości Bolesława Leśmiana, prezentował w swojej księgarni Szkoła Życia filmy Adama Kulika, Aleksandry Szymańskiej i członków Młodzieżowego Klubu Filmowego CKF Stylowy. Przed oczami błazna płynęły obrazy, a do uszu docierały słowa: pustka i nadzieja. „Śniło mi się, że konasz samotnie. Jestem już” – usłyszał i znów nie wiedział, czy wierzyć zmysłom, czy to był sen. Słuchał o głodzie, którego nie zaspokaja nawet popularny wśród zamościan bar mleczny Asia i pełne przysmaków wykwintne restauracje zamojskiej starówki. Po projekcjach został dłużej, by posłuchać opowieści księgarza o poetyckiej duszy Leśmiana, skrytej przed światem w uniformie rejenta, z wieloma anegdotami i szczegółami z jego życia, znanego tylko nielicznym.
Nie wiadomo kiedy zegar wybił godzinę 16. Błazen obudził się wśród kotów na nieznanym podwórku. Oto zmarły w maju tego roku poeta Tadeusz Różewicz zmartwychwstał dzięki zamojskim literatom, którzy czytali i komentowali wybrane przez siebie fragmenty jego tomiku Kot w worku. Natomiast redaktorzy „Frazy”, która objęła Ulicę Poetycką swoim patronatem – Zenon Ożóg, Magdalena Rabizo-Birek i Jan Wolski – zaprosili uczestników spotkania do rozmowy o tym, jaka jest współczesna poezja. Włączyła się do niej Urszula Kozioł, gość honorowy tej edycji Ulicy Poetyckiej. Zasłuchany błazen przeżył kolejne deja vu. Czy to nie Anna Kamieńska dzieliła się kiedyś podobnymi refleksjami? O zestawianiu obok siebie słów bez głębszego uzasadnienia, potokach bezsensownych zdań, których autorzy chcieliby być poetami i pisarzami. Tymczasem wybrzmiał apel: „Nie nazywajmy wszystkich tekstów literaturą, chrońmy ją przed inwazją wulgarności i emocjonalnym ekshibicjonizmem”. Zainspirowany błazen czekał na… głos młodego pokolenia. Na to, co ono dziś nazywa poezją, jak dziś ją czuje, do czego jest mu ona potrzebna. Zjawiające się nie wiadomo skąd tajemnicze koty zasłoniły ciszę.

Ruszyliśmy dalej, ponownie w stronę księgarni Szkoła Życia na spotkanie z poezją Urszuli Kozioł. Wszak jest jeszcze tyle lekcji do odrobienia! Poetka od wielu lat związana z Wrocławiem, ale przywiązana do swoich rodzinnych, biłgorajsko-zamojskich stron, przyjęta została przez uczestników spotkania niezwykle serdecznie. Opowiadała jak nauczycielka z powołania, za której łagodnym, ale zdecydowanym, tonem tęsknią uczniowie spragnieni wiedzy. Błazen wyciągnął błękitną kartkę i kopertę, napisał list o tym, kim mógłby dziś być, gdyby ją spotkał w swojej szkole wiele lat temu… W zapadającym zmroku zabłysły światła i ustawiła się kolejka po autografy w poetyckich tomów, krótkie rozmowy, uścisk dłoni, słowa wdzięczności. – Za wszystko, co mi pani dała, za wszystko, co pani zabrała, za wszystko, co zostawiła do spakowania ze sobą w dalsze podróże.

Finałem dwudniowego wydarzenia był koncert piosenek Jacka Kaczmarskiego, którym organizatorzy uczcili przypadającą na ten rok dziesiątą rocznicę jego śmierci. Na ulicy Grodzkiej teksty barda Solidarności zabrzmiały w oryginalnym wyborze i wykonaniu lubelskiego zespołu Quasimodo, opisywanego w programie słowami: „dusza poety, gardło bluesmana, a w oczach rockowe ogniki”, w składzie: Adam Jarząbek (gitara, śpiew), Piotr Szelest (gitara basowa) i Paweł Wądołowski (perkusja). Jacek Kaczmarski w rockowych i bluesowych aranżacjach muzycznych znów na chwilę odżył. Ponieważ show must go on.

Błazen, który do Zamościa przybył z Warszawy, gdzie podpatrywał wcześniej, jak świętowano 70. rocznicę Powstania Warszawskiego, zastanawiał się nad tym, jak zmierzą się z tym tematem mieszkańcy perły polskiego renesansu. Piękna scenografia zamojskiej starówki nie mogła zawieść, zamościanie pamiętali o powstańcach i wyrażali swoje rozumienie dla walki i oporu zarówno wówczas, jak i dzisiaj. Przez dwa magiczne dni błazen spacerował, a chwilami nawet pędził szlakami Ulicy Poetyckiej, wszędzie się spóźniając. Nie brakowało mu słów, dźwięków, inspiracji i emocji, ale jedynie utraconego dotyku, niedającego się zapomnieć. I pewnej twarzy, która była w tym czasie w innym, wybranym przez siebie miejscu. Wracając znaną dobrze, mało poetycką trasą S17, myślał błazen o tym, czy siódemka musi oznaczać pełnię i koniec. Czy będzie jeszcze szansa na samotny lub w miłym towarzystwie spacer poetyckimi ulicami Bolesława, Leona Zdzisława, Zofii, Dory, Anny, Jacka, Mariusza, Tadeusza, Bronisławy i tych wszystkich, którzy być może należą już do Niego, ale mogą być też z nami, jeśli tylko użyczymy im swoich głosów.
brzydka postać na k
Wystawy Ulicy Poetyckiej: Drabiny poezji – instalacja Dagmary Turek; Prywatność psychiki – dyptyk Tomasza Radeja Literaci Zamościa – instalacja dźwiękowa oraz rzeźby uczniów Liceum Plastycznego w Zamościu. Partnerzy: Księgarnia/ Kawiarnia Szkoła Życia, BWA Galeria Zamojska, Centrum Kultury Filmowej Stylowy, Towarzystwo Leśmianowskie, Liceum Plastyczne, księgarnie zamojskie, Urząd Miasta Zamość. Wydarzenie dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w Warszawie.