Gdzie ci krytycy? Konkurs na recenzję literacką im. Tymoteusza Karpowicza 2020

Gdzie ci krytycy? Konkurs na recenzję literacką im. Tymoteusza Karpowicza 2020

Adresowany do młodych adeptów pióra (od 18 do 33 lat), odbywający się od roku 2019, konkurs na recenzję literacką im. Tymoteusza Karpowicza, którego rozstrzygnięcie ma miejsce w lipcu podczas Festiwalu Góry Literatury w Nowej Rudzie – jest kolejną interesującą inicjatywą Olgi Tokarczuk. Tych twórczych pomysłów noblistki, mających na celu zarówno docenienie ważkich zjawisk współczesnej literatury i kultury, jak i ich ożywienie oraz podniesienie rangi – jest coraz więcej i trudno je wszystkie wymienić. Wspomnę w tym kontekście o Międzynarodowym Festiwalu Opowiadań we Wrocławiu oraz różnych wydarzeniach, wzbogacających kolejne edycje organizowanego przez Stowarzyszenie Góry Babel Festiwalu Góry Literatury (np. seminariach o problemach współczesnego świata, moderowanych drugi rok przez Edwina Bendyka, z których wyłonił się projekt Ex-centrum – „namysłu nad końcem świata i nad światem przyszłości, jaki na gruzach tego świata może powstać” – gromadzący wypowiedzi polskich twórców kultury i intelektualistów, reprezentujących różne dziedziny sztuki i nauki, publikowane cyklicznie od października 2020 roku na łamach tego tygodnika; projekt otworzył esej Tokarczuk Człowiek na krańcach świata, „Polityka” 2020, nr 40).

Pamiętam dobrze, jak późnym latem 2018 roku w domu przyjaciół pod Kłodzkiem, Tokarczuk z mężem, Grzegorzem Zygadło, rzucili pomysł konkursu na recenzje dla młodych krytyków – i zaiste – od idei do jej urzeczywistnienia upłynęło zaledwie kilka miesięcy, co udało się dzięki włączeniu się w jego organizację Wrocławskiego Domu Literatury. Stąd, być może, dość ex-centryczny patron tego przedsięwzięcia – Tymoteusz Karpowicz (1921–2005), czołowy przedstawiciel nurtu lingwistycznego w polskiej poezji po 1956 roku. Szef Domu Literatury we Wrocławiu, Irek Grin, który prowadził Pod Wiatami na Wzgórzach Włodzickich w dniu otwarcia tegorocznej edycji Festiwalu Góry Literatury – 17 lipca 2020 roku – spotkanie z jurorami i laureatami drugiej edycji konkursu na recenzję, przypomniał inne, mniej znane obszary aktywności Karpowicza – wieloletniego członka redakcji wrocławskiego miesięcznika społeczno-kulturalnego „Odra”, odkrywcy Rafała Wojaczka, wykładowcy literatury polskiej na Uniwersytecie Illinois w Chicago, organizującego tam wiele wydarzeń promujących polską literaturę (np. konferencje o Norwidzie i Przybosiu), autora książki o poezji Bolesława Leśmiana. Na pewno Karpowicz jest wybitnym „człowiekiem literatury”, choć trudno uznać go za krytyka w tradycyjnym wydaniu, czyli autora zwięzłych, dobrze napisanych, krytyczno-analitycznych recenzji nowości książkowych – a do takich osób adresowany jest wrocławsko-noworudzki konkurs. Jako jurorka uczestniczyłam w nim w 2020 roku po raz drugi, pełniąc w tym roku także funkcję przewodniczącej jury. W jego składzie znalazły się wybitne osobistości polskiej literatury, krytyki i publicystyki: Kinga Dunin, Grzegorz Gauden, Karol Maliszewski, Wojciech Orliński oraz Kazimierza Szczuka.

Irek Grin musiał zatem na początku naszego spotkania we Włodowicach wyjaśnić, dlaczego jego patronem jest Karpowicz. Jeśli dobrze zapamiętałam jego słowa, chodziło o popularyzację jego niezwykłej osoby i oryginalnej twórczości, ale przede wszystkim o promocję reprezentowanej przez niego postawy zaangażowania w sprawy literatury, czyli o traktowanie jej z powagą i poszanowaniem dla jej unikatowych wartości i roli, jaką spełnia w społeczeństwie. Olga Tokarczuk często powtarza, że literatura wypracowuje język(i), którym mówimy i ta jej refleksja jest bliska przekonaniom wielkiego poety XX wieku, T.S. Eliota, który w eseju Społeczna funkcja poezji napisał: „poeta ma obowiązek tylko pośredni w stosunku do narodu, bezpośredni zaś w stosunku do języka ojczystego – winien go po pierwsze zachować, po drugie rozszerzyć i poprawić, wyrażając uczucia, modelować, zmieniać je, by uczynić bardziej świadomymi”. I jeszcze zacytuję dające do myślenia słowa innego mistrza poezji, Ezry Pounda, z eseju ABC czytania: „Jeśli upada literatura narodowa, upada i ginie sam naród. […] Siła i słabość ojczystego języka stanowią o sposobie bycia i sposobie postępowania nas wszystkich. Naród pogodzony z byle jakim pisarstwem to naród, który traci panowanie nad swym państwem i sobą”. Lapidarniej rzecz ujął mistrz Karpowicza i prekursor nowoczesnej poezji polskiej – Cyprian Norwid w znanej frazie: „Nie miecz, nie tarcz – bronią Języka. / Lecz – arcydzieła!”.

Pomysłodawcom i organizatorom konkursu, także nam, jego jurorom, chodzi o to, by krytycy czytali literaturę uważnie i „krytycznie”, wypatrując dzieł ważnych i wybitnych, piętnując pseudowartości, obnażając mielizny myśli i niedostatki warsztatu – najlepiej wbrew „smakowi powszechnemu”, obowiązującym modom i popularnym trendom oraz nie zawsze po myśli pragnących wypromować swoje „produkty” wydawców i autorów. Chcemy promować coraz mniej docenianą i znikającą na naszych oczach sztukę lektury książek i pisania na ich temat. Gdzie ci krytycy – chciałoby się sparafrazować przebój Danuty Rinn…

Recenzja stanowi koronny, powiedziałabym nawet, idiomatyczny gatunek krytyki literackiej, jest jej sercem, jądrem, wyróżnikiem. To relatywnie krótki – kilkustronicowy (najlepiej od dwóch do pięciu stron) tekst, poświęcony nowości wydawniczej, jednej książce: powieści, zbiorowi opowiadań, tomowi poezji, wyborowi dramatów, zbiorowi esejów, reportaży, rozmów, biografii, monografii, itp. Przypominam o tym, bowiem w nadesłanych na tę edycję konkursu 160 pracach zdarzyło się nam czytać recenzje… Świtezianki Mickiewicza, Lalki Prusa i Sposobu na Alcybiadesa Niziurskiego… Notabene tego ostatniego, całkiem udanego tekstu mocno bronili dwaj jurorzy, podkreślając jego publicystyczne walory. Nie są też recenzjami krótkie i subiektywne „portrety” pisarzy – nawet te najbardziej udane, a takie teksty (np. poświęcone Gombrowiczowi i Hłasce) także znalazły się w zestawie prac konkursowych.

Były to jednak marginesy, młodzi adepci krytyki na ogół dobrze rozumieli reguły gatunku: że recenzja jest tekstem o nowości wydawniczej a nie nawet najbardziej innowacyjną aktualizacją literackiej klasyki (z wyjątkiem wydanych właśnie nowych przekładów światowej klasyki), nie jest także poematem prozą na temat ulubionego pisarza czy zbiorem luźnych refleksji snutych na kanwie przeczytanej lektury (w dobie papierowych listów i dzienników był to jeden z ich głównych tematów; dziś stanowi dominantę internetowych blogów). Przedstawiając rok temu ideę konkursu na recenzję Olga Tokarczuk mówiła o deficycie, niedostatku, kryzysie tej formy, jej malejącej obecności w życiu literackim i społecznej komunikacji. Chętnie zgodzę się z tym stwierdzeniem, krytyka literacka jest integralnie związana z powstaniem prasy i wraz z nią od początku XXI wieku gwałtownie kurczy się i umiera. Owszem, odradza się w różnych formach w internecie – od istniejących tam internetowych edycji pism papierowych oraz wyłącznie już „internetowych” pism literacko-artystycznych po istniejący wyłącznie tam nowy gatunek – „krytycznoliteracki/czytelniczy” blog, prowadzony przez pisarzy, krytyków oraz amatorów (miłośników) literatury.

Ich potencjalnie nieskończona ilość nie zaspokaja jednak apetytu autorów wydawanych książek, od wielu lat uskarżających się na brak czytelniczego odzewu, za który uważają nadal… pojawienie się w uznanym, publicznym miejscu przynajmniej jednej recenzji z ich książek. Blog na przykład jest formą wybitnie efemeryczną – autorzy uprawiają je w wolnym czasie jak hobby (młode kobiety przestają je prowadzić, gdy doczekają się dzieci i absorbujących je obowiązków domowych, a młodzi mężczyźni także wtedy, kiedy znajdują wciągającą ich pracę zawodową; zresztą współcześnie każda praca ma tendencję do pochłaniania nas w całości, razem z naszym, tylko teoretycznie od niej wolnym, czasem). Cechą charakterystyczną działalności krytycznej jest zresztą od zawsze ta socjologiczno-psychologiczna prawidłowość, że uprawiają ją przede wszystkim ludzie młodzi, co zresztą mogłam obserwować na przykładzie własnym i koleżeństwa. Po finalizacji doktoratów, czyli gdzieś tak między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia poloniści (gdyż to z ich grona rekrutują się głównie recenzenci) często przestają w ogóle lub regularnie uprawiać krytykę, przechodząc na rzekomo poważniejsze pisarskie zajęcia – takie np. jak pisanie monografii na kolejne stopnie zawodowego awansu oraz masowo dziś produkowanych artykułów do wysoko punktowanych, naukowych czasopism. Oczywiście zdarzają się chlubne wyjątki, np. profesor Jacek Łukasiewicz całe swe zawodowe życie harmonijnie łączący działalność krytyczną z naukową, a z krytyków bliższych mi pokoleniowo: Karol Maliszewski, Piotr Śliwiński, Inga Iwasiów, Dariusz Nowacki, Arkadiusz Morawiec… Coraz mniej liczni krytycy-zawodowcy (np. Mieczysław Orski, Leszek Bugajski, Krzysztof Lisowski, Janusz Drzewucki, Justyna Sobolewska, Michał Nogaś) muszą starannie wybierać swoje lektury. Piszą zatem o tym, co jest im zlecone i za co dostają (niewielkie) honoraria. To zresztą nie jest wyłącznie znak naszych czasów – recenzja zawsze była gatunkiem „zamówionym” przez redaktorów naczelnych pism (literackich, artystycznych, kulturalnych) lub szefów takich działów w pismach ogólnokrajowych, którzy wybierali do prezentacji książki nadesłane im przez wydawców i autorów. Jedynie od czasu do czasu recenzent miał możliwość zgłoszenia swojej własnej propozycji. Dziś recenzje zniknęły z łam niemal wszystkich polskich dzienników, pojawiają się, i to nieczęsto, w skróconych do not formach wyłącznie w tygodnikach i miesięcznikach.

Zastanawiałam się, z jakich środowisk wywodzą się autorzy nadesłanych na konkurs recenzji. Czytając konkursowe prace, mieliśmy kilka podejrzeń. Najczęściej, że ich autorzy są student(k)ami, doktorant(k)ami i młodymi uczonymi, którzy/które współpracują z pismami lub stronami internetowymi albo że nadesłane przez nich recenzje powstały „na zaliczenie” uniwersyteckich kursów creative writinig lub warsztatów krytycznoliterackich (taka myśl pojawiała się, kiedy czytaliśmy po kilka recenzji tej samej książki), wreszcie – że ich autorami są blogerzy-amatorzy. To ostatnie podejrzenie rodziło się szczególnie przy recenzjach napisanych w poetyce impresyjno-wspomnieniowej, których autorzy poświęcali dużo uwagi nie tyle problematyce i formie książek, co rozmaitym okolicznościom towarzyszącym ich lekturze, np. w jakich okolicznościach ją nabyli lub poznali jej autora oraz rozwodzili się nad projektami okładek. Nasunęła mi się refleksja, że są to wyróżniające cechy internetowych recenzji, które ilustrują reprodukcje kolorowych okładek, zachęcających do kupna książek – w dokładnie taki sam sposób, jak reklamuje się nowe kolekcje ubrań. Abstrahując od natury medium – prymarnej „tekstoobrazowości” internetu – takie opisy mają sens o tyle, że styl okładki – np. jej krzykliwy nadmiar, fotorealizm, nagromadzenie wyrazistych symboli – sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z literaturą popularną, podczas gdy powściągliwa asceza projektu graficznego kieruje czytelników ku literaturze wysokoartystycznej. Wiele się można z okładki dowiedzieć, jeśli się do niej podejdzie z nastawieniem krytycznym, czego jednak autorzy tego typu recenzji często nie robili.

Rozpoznając, zazwyczaj trafnie, z jakiego obiegu krytycznoliterackiego wywodzą się autorzy najlepszych prac (ponieważ regulamin nie zakładał ukrywania się pod godłami, nazwiska niektórych autorów były nam znane), zwróciliśmy uwagę także recenzje, które wydały się nam dziełami amatorów-bolgerów, zawierające zazwyczaj większą niźli u młodych „zawodowców” dawkę impresyjności, zwracające uwagę niebanalnym konceptem – jak bardzo literackie w zamyśle i stylistyce teksty Pawła Sołowija, Aleksandry Dzubdzieli, Dagmary Hadyny i Joanny Kwapień.

Każdy z nas, jurorów, ma swoje preferencje – jedni wolą czytać o prozie i literaturze faktu, inni o poezji, jedni wolą recenzje analityczno-interpretacyjne, inni krytyczne, zaangażowane, z publicystycznym pazurem. Jednak co do imponderabiliów zgadzaliśmy się ze sobą. „Po lekturze recenzji powinniśmy mieć jasne wyobrażenie o książce – o jej zawartości, atutach i wadach” – powiedziała Kinga Dunin. „Recenzję powinno się czytać z uwagą i przyjemnością” – orzekli Grzegorz Gauden i Wojciech Orliński. Kazi Szczuce podobała się wnikliwość i samodzielność myślenia – pytania stawiane przez recenzentów autorom książek, mnożenie wątpliwości, które inspirują czytelników zarówno do sięgnięcia po omawiane dzieło, jak i do snucia własnych refleksji na jego temat.

Pierwszą nagrodę przyznaliśmy w tym roku Annie Mochalskiej za recenzję eksperymentalnej książki poetyckiej Piotra Przybyły Wspólny, zatytułowaną Gdzie kończy się poezja, a zaczyna usiłowanie. Wydała nam się doskonała pod każdym z wymienionych wyżej względów i z pewnością sprawiłaby przyjemność Tymoteuszowi Karpowiczowi, którego duch unosi się nad będącym nowym słowem w dziedzinie poezji konkretnej tomem poety z Karpacza (!). Tylko ta zwycięska recenzja miała, wedle regulaminu, szansę być opublikowana w ogólnopolskim magazynie „Książki”, a że poziom konkursu był w drugiej edycji konkursu wysoki i powstało, jak oceniam, co najmniej dwadzieścia interesujących, spełniających warunki druku recenzji, zaoferowałam pozostałym laureatom oraz kilkorgu autorów, których prace nominowaliśmy do nagród, ich publikację w numerze „Frazy” 2020 , nr 3-4. Prawie wszyscy zaproszeni odpowiedzieli pozytywnie na moją propozycję. Na łamach „Frazy” zagoszczą laureaci II i III nagrody konkursu: Rafał Sowiński i Aleksandra Majak; autorzy prac wyróżnionych: Małgorzata Marciniak, Zuzanna Sala i Paweł Sołowij oraz Łukasz Barys, Anna Dwojnych, Aleksandra Dziubdziela, Dagmara Hadyna, Emilia Jędroszkowiak i Joanna Kwapień.

Lektura ich tekstów, dokonane przez nich wybory książek niekiedy zapoznanych i stawiających lekturowe wyzwania – jak Polska przydrożna Piotra Mareckiego, Cudowne i pożyteczne Adama Kaczanowskiego, Lekcje futbolu Pawła Mościckiego, Elektryczny pyszczek Izydy Anny Kaliny Modrakis (pod którym to pseudonimem ukrył się Sławomir Płatek), Ploso Joanny Roszak, Taniec na gruzach Wojciecha Krajewskiego – lub nie dość jeszcze uważnie przeczytanych – jak Opowieści bizarne Tokarczuk, Kroniki oporu i miłości Ingi Iwasiów, Psy ras drobnych Olgi Hund, Mikrotyki Pawła Sołtysa czy Zimowla Dominiki Słowik, przekonują, że nie brakuje dziś w Polsce oczytanych, kompetentnych, znakomicie piszących o literaturze młodych krytyczek i krytyków. Oby tylko mieli gdzie zamieszczać swoje teksty. I obyśmy je czytali a także traktowali jako drogowskazy, pomocne w wyborze własnych lektur oraz porządkowaniu zjawisk współczesnej literatury, skłaniające do pogłębionych refleksji o człowieku, naszej cywilizacji, gwałtownie i dramatycznie zmieniającym się świecie (czego przykład stanowią w nich wyraźne echa pandemii).

Magdalena Rabizo-Birek