FRAZA NR 87-88 / 2015 – KRONIKA
Poezja – ojczyzna – listopad. Jubileuszowy Ratoń
Był późny październik 2014 roku i kolejny raz czytałam kilkadziesiąt zestawów wierszy nadesłanych przez poetów z całej Polski na konkurs poetycki im. Kazimierza Ratonia. Udało się bowiem Olgerdowi Dziechciarzowi i Galerii Literackiej działającej przy Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu zorganizować jego dziesiątą, jubileuszową edycję. W jury byli obok mnie Jacek Podsiadło i Krzysztof Śliwka. Miałam nadzieję, że porozumiemy się łatwiej, bo jesteśmy rówieśnikami, urodzonymi w tym samym 1964 roku. I rzeczywiście dość szybko uzgodniliśmy werdykt, choć nasze indywidualne typowania nieco się od siebie różniły. Kiedy jechałam samochodem 8 listopada 2014 roku do Olkusza na uroczystość rozstrzygnięcia konkursu, było deszczowo i tuż przed granicą miasta czekałam chwilę w korku, bo jakiś rozpędzony samochód stracił na mokrej jezdni przyczepność i spadł na położoną kilka metrów poniżej łąkę. Mam nadzieję, że obeszło się bez ofiar i poważnych obrażeń. Gdy następnego dnia rano wracałam do Rzeszowa, na wyżynnej drodze między Olkuszem a Krakowem leżała gęsta jak mleko mgła.

fot. Jarosław Nowosad
Listopad to dla Polaków pora szczególnie poetycka. Nie jestem pewna, czy tę ponurą poetyckość polskiej późnej jesieni odkrył dla nas, opisał i odmalował Wyspiański w Weselu i swoich obrazach. Jednak nie – po krótkim namyśle przypominam sobie, że przed nim był Mickiewicz. II i IV część Dziadów rozgrywają się w Zaduszki – to wtedy w cmentarnej kaplicy odbywa się obrzęd wywoływania czyśćcowych dusz i tajemniczy nieznajomy przychodzi z buntowniczą spowiedzią do zaprzyjaźnionego księdza. Tuż potem, w listopadzie 1830 roku, wybuchło narodowowyzwoleńcze powstanie i odtąd ten miesiąc związał się trwale z dziejami Polski. Sprzężenie żywiołów zamierającej przyrody, poezji i ojczyzny, spotkanie żywych ze zjawami umarłych wyróżniają dwa inne sławne dramaty Wyspiańskiego Warszawiankę i Noc listopadową.
Związały mi się ze sobą listopady Mickiewicza i Wyspiańskiego z odbywającą się od dziesięciu lat listopadowa poetycką ucztą w Olkuszu, podczas której nad żywymi poetami krążą duchy ich zmarłych poprzedników. Jest wśród nich na pewno Kazimierz Ratoń – tragiczny, przedwcześnie zmarły męczennik życia i poezji, rodem z Sosnowca. Co roku o tej porze ożywa w opowieściach bywalców konkursu – jaśniejszych w klimacie jego przyjaciela, pisarza Bogdana Dworaka z Zawiercia, mrocznych i dramatycznych monografistki i edytorki pism Magdaleny Boczkowskiej.
Kiedy sięgam pamięcią wstecz, przypominam sobie, że w pierwszej edycji konkursu im. Ratonia zasiadał Tomasz Różycki, który napisał wiele „listopadowych” wierszy. Rozsiane po jego tomach tworzą osobny cykl i nikogo zapewne nie zdziwi, że zawierają medytacje na temat ojczyzny. Listopad, poezja, ojczyzna, Ratoń – takie mi się ułożyło wybuchowe połączenie. Odkąd napisałam przed kilkunastu laty szkic na temat wierszy zaangażowanych i motywu ojczyzny w młodej poezji, jestem na takie wątki szczególnie wyczulona. Tropię je i znajduję – w ostatnich edycjach konkursu Ratonia przede wszystkim w wierszach Pawła Podlipniaka z Radomia, który w opublikowanym pod koniec 2014 roku pod patronatem olkuskiej galerii tomiku Madafakafares zebrał te swoje gorzkie, ojczyźniane utwory w części opatrzonej prześmiewczym tytułem Ieszcze Bolska.

fot. Jarosław Nowosad
W zestawach wierszy dostrzeżonych przez jurorów X edycji konkursu wątek ojczyzny pojawiał się w tym roku wyjątkowo często, w rozmaitych odsłonach i proporcjach. Bodaj najmocniej zaistniał w zbudowanym wokół tego motywu zestawie wierszy opatrzonym godłem „bez bzu”, którego autorem okazał się bywalec poetyckich konkursów Czesław Markiewicz. Jako przykład wybrałam fragment jego utworu z ojczyzną w tytule Bo nasza ojczyzna jest naga:
w razie czego możemy ci oddać bezradność. jak psu zapach zamiast
kości. bo na naszym małym balkonie wśród wielkich pelargonii
utknęła na zawsze biała flaga. jak sfałszowany rym w hymnie
państwowym. bo w czasie odwilży mamy czas na rozpamiętywanie
zabitych. bo tutejsi bohaterowi nie umierali w pościeli. bo tkwimy
od urodzenia w niezasłużonym pokoju. bo z góry widać niezabliźnioną
rzekę. […]
W wierszu mieszkaniec nie swojego miasta z wyróżnionego przez jurorów zestawu sygnowanego znaczącym godłem „Tutejszy” Dominik Sobol z Terespola napisał:
[…] wszystko przez ten
brak zakorzenienia, nienaturalność
obecnego miejsca zamieszkania.
gdybym jeszcze miał tutaj dzieciaka
czy żonę podającą obiad za dziesięć
siedemnasta mógłbym spokojnie
uwierzyć w moc małej ojczyzny.
a tak jest modlitwa o jak najszybsze
wykorzenienie, wyjazd w siną dal
przynoszący nadzieję na lepsze.
z drugiej strony najwyższy
ma chyba jakieś plany wobec
mojego gnicia w mieście końca
polski końca unii europejskiej
początku miłości do ciebie
moja ty piękna K.
W wierszu Łucji Dudzińskiej Przypadek. Połowy z zestawu uhonorowanego wyróżnieniem pojawia się triada ojczyzna-poezja-listopad. Są także reminiscencje wydarzeń z dawnej i niedawnej historii oraz nawiązania do sławnych, etosowych i ojczyźnianych wierszy Miłosza i Herberta:
W stanie wojennym był świadkiem, ale nie odważył się
Później dać świadectwo. Zastanawiam się, ile jest w tym
Przypadku, ile przeznaczenia. […]
Chrzęści pod butami. Ziemia pachnie śmiercią. Pachnie
Listopadem liści, obumarłym światłem zniczy. Jak żyć?
Jak na odczepne pozbyć się myśli, pozbyć wspomnień,
i pragnień? Po raz drugi zaczyna wierzyć w Boga.
Płynie pod prąd z wiatrem (byle dotrzeć do rana). Bywa,
że rozbija kolano o kamienie.
Wierny, niewierny sobie i bliskim.
Właściwie wszystkie wiersze nagrodzonego drugą nagrodą Radosława Wiśniewskiego można nazwać zaangażowanymi. Ich głównym tematem jest historia (nie tylko Polski) i jej destrukcyjna siła, mocniej przeżywana przez kogoś, kto urodził się i mieszka na „ziemiach odzyskanych”. Oto wiersz Sen 14458 albo Hermann, Johann, lato 1926, w którym poeta snuje refleksje wywołane powrotem po latach do domu dzieciństwa (takie powroty były skądinąd jednym z motywów powtarzających się w wierszach laureatów tej edycji konkursu):
[…] Nie ma
po nas śladu, chociaż mieszkaliśmy tu dłużej niż Johann, który
z ojcem Hermannem zbijał krokwie latem 1926 roku. Byli tutaj
trzynaście lat przy Löbber Strasse, potem Johann pojechał strzelać
do mojego stryja na Morzu Północnym. Hermann
mieszkał jeszcze sześć lat, siorbał rosół i czytał listy od syna
w marynarce. Potem poszedł po torach na zachód, był mróz, pękał lód,
trzaskały automaty. A jednak nadal tu jest gdzieś mój dom, z którego
wyrwano mój dom i zostało tylko to, co nie było moim domem, a jest
ostatkiem ich domu. I jak teraz, no gdzie położę głowę. Schody
kończą się w powietrzu.
W wierszach pozostałych laureatów problematyka zaangażowana nie jest może tak wyraziście skierowana ku motywom polskim, ale wydaje mi się, że można mówić o wyraźnym w nowej (młodej) poezji zwrocie etycznym, z którym na pewno współbrzmią czytelnicze (a przynajmniej nasze jurorskie) oczekiwania. Refleksje moralne wyrażają się także w kulturowych aluzjach, na przykład w wyrastającym z lektur współczesnych klasycystów Eliota i Herberta wierszu uhonorowanej III nagrodą Kariny Stempel Erotyk dla Cezara:
Jak daleko posuniesz się dla dobra Rzymu
pytał Cezar, gładząc smukłe udo. Nikomedes
drżał. Potem oddał Bitynię. Dla Rzymu,
dla tej chwili, gdy Cezar wyłowił opuszkami palców
kształt jego skóry, nowy ląd imperium.
Ciekawe, że to właśnie T.S. Eliot był najczęściej przywoływanym w Olkuszu poetą – Karina Stempel opatrzyła swój zestaw godłem „Eliot był buddystą”, a zwycięzca konkursu Wojciech Roszkowski z Tykocina Eliotowskie interteksty uczynił jednym ze spoiw cyklu złożonego z kunsztownie skomponowanych, gęstych znaczeniowo wierszy. Na odżywanie w polskiej poezji tematów ojczyzny, małej ojczyzny i rodzinnego domu, a także powrotu do wczytywania się w historię i tradycję kultury – to wyrazista cecha wspólna utworów nagrodzonych w X edycji konkursu Ratonia – mają wpływ wydarzenia ostatnich lat – wojna na Ukrainie i w krajach muzułmańskich, terrorystyczne zamachy w Europie i na świecie. W wierszach Wiśniewskiego i Stempel pojawia się także „Free Tibet” i „Radio Wolny Pekin”. Czy w Europie wybuchnie wojna? – zapytuje Lena – bohaterka wiersza Roszkowskiego Michelangelo da Caravaggio „Ecce Homo”. Poeta odpowiada refleksją, która splata rodzinne wspomnienia z dzieciństwa z wglądem w dzieje ludzkości i wpisanym w nie mrocznym powiązaniem sztuki, religii i wojny: „pomyślałem o ojcu, dzielił cielę i dawał / dzieciom czas – a one jadły. I o pierwszej komunii: / »To jest Ciało moje« – jedliśmy, bez wahania”.
Także w zmetaforyzowanych, introwertycznych lirykach wyróżnionej Doroty Grzesiak czytelny jest motyw zagrożenia, które przychodzi z zewnątrz, tym bardziej paradoksalnego, że wywołanego pytaniem o poczucia bezpieczeństwa. Skądinąd jej wiersze – jak wczesne utwory Ewy Lipskiej – spaja motyw zniekształcającego widzenie lęku, psychicznej choroby, obawy przed przemocą:
Te ankiety. Wciąż pytają, czy czuję się bezpieczna;
Pytają, pytają, potem malują druty na zielono, żółto
I purpurowo.
[…]
Czuję się bezpieczna, odpowiadam, dopóki
Znów nie zażądają okupu za porwaną lalkę.
Nagrodzone na X Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. K. Ratonia wiersze potwierdzają, że poeci są czułymi sejsmografami niepokojów i lęków, także tych społecznych, wspólnotowych, w globalnej skali. Choć oczywiście był to ważny, ale nie jedyny wątek poetyckiego wielogłosu, który zaczął się w Olkuszu po południu i ciągnął długo listopadową, bezgwiezdną, ciemną nocą.

fot. Jarosław Nowosad
Magdalena Rabizo-Birek
Czym jest „nowy teatr”?
Minęło już kilka miesięcy minęło od Festiwalu Nowego Teatru, który odbywał się od 15 do 21 listopada 2014 roku w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Warto jeszcze raz powrócić do tego wydarzenia i spróbować je ponownie opisać z perspektywy czasu.
Zgodnie z tradycją, Teatr im. Wandy Siemaszkowej co roku organizuje tak zwane Rzeszowskie Spotkania Teatralne. Już od jakiegoś czasu zmieniają one swoją formę. Przez ostatnie dwa lata był to festiwal VizuArt, ukierunkowany na kostiumologów i scenografów. W tym sezonie wydarzenie to, organizowane już po raz 53., nazwano Festiwalem Nowego Teatru. Nasuwa się tutaj pytanie, jak rozumieć ów „nowy teatr”, czym jest kategoria nowości, którą organizatorzy chcieli zaprezentować? Odpowiedzi najłatwiej odnaleźć, dokonując przeglądu spektakli i wydarzeń towarzyszących Festiwalowi Nowego Teatru.
Pierwszym, niejako inaugurującym otwarcie festiwalu spektaklem był Paradise Now? grupy Komuna//Warszawa. Było to spore zaskoczenie, bowiem formacja Komuna//Warszawa należy do kategorii teatrów offowych, niezależnych i eksperymentalnych, a także raczej nieznanych większości rzeszowian. Ci, którzy spodziewali się zobaczyć na scenie gwiazdy znane z telewizyjnych seriali, mogli się bardzo rozczarować. Paradise Now? należy do cyklu Re//mix, który prezentuje nowe, krytyczne interpretacje najważniejszych dzieł twórców teatralnych XX wieku. W tym spektaklu przywołany został legendarny teatr nowojorki The Living Theatre i jedno z ich najważniejszych przedstawień, o podobnym tytule, Paradise Now! Już ten pierwszy punkt festiwalowego programu, zdradził sporo na temat tego, w jaki sposób można rozumieć pojęcie „nowego teatru”.
Dzieło Komuny//Warszawy to nie tyle spektakl, ile raczej swoisty performance, bazujący na włączaniu w przestrzeń teatru projekcji multimedialnych oraz na eksperymentach formalnych. Przedstawienie wykraczało daleko poza ramy sceniczne, bowiem twórcy, przygotowując je, odwiedzili Judith Malinę, założycielkę i aktorkę The Living Theatre, która przebywa w domu opieki. Sytuacja odnalezienia aktorki, spotkania z nią, a później twórczego przetworzenia stanowi integralną całość ze spektaklem, który mogliśmy zobaczyć. Wyraźnie rysowały się dwa plany – z jednym z nich spotykaliśmy się „tu i teraz” – były to figury układane z niemal nagich ciał aktorów, przypominające sceny z przedstawienia The Living Theatre. Na drugim planie mogliśmy zobaczyć i usłyszeć Judith Malinę, przywołaną za pomocą projekcji wideo. Niezwykle silnie oddziaływało zderzenie legendarnego teatru, który pragnął zmieniać rzeczywistość, z obrazem jego współzałożycielki, która stwierdza, że „po rewolucyjnej sztuce pozostaje sztuka i stara kobieta w domu dla starych aktorów”.
Kolejny spektakl pokazany pierwszego dnia Festiwalu Nowego Teatru także był sporym zaskoczeniem. Przygotowanego z zespołem rzeszowskiego teatru debiutu reżyserskiego młodego twórcy Jakuba Falkowskiego Stara kobieta wysiaduje według dramatu Tadeusza Różewicza nie wystawiono na scenie, ale w Sali Industrialnej Hotelu Rzeszów. Zmiana przestrzeni na nieteatralną miała wiele konsekwencji. Przede wszystkim puste, betonowe wnętrze dużej sali sprawiało wrażenie scenerii postapokaliptycznej. Zmianie uległa relacja aktor – widz. Usytuowanie widzów z dwóch stron miejsca akcji, postawienie ich na równi z aktorami, na tym samym poziomie, burzyło tak zwaną „czwartą ścianę” i włączyło ich mocniej w materię spektaklu, zwłaszcza że realizacja Falkowskiego wychodziła nie tylko poza ramy teatralnej sceny, ale także te wyznaczone przez usytuowanie publiczności.

Stara kobieta wysiaduje to eksperyment, wykorzystujący performance, happening, projekcje multimedialne oraz konwencję muzealnej wystawy. Wkraczając do Sali Industrialnej, widz został zaproszony do przejścia przez swoisty labirynt, przypominający galerię sztuki współczesnej. Mógł nie tylko oglądać rozmaite obiekty, ale również ich dotykać, a nawet zostawić po sobie ślad, pisząc i rysując na przygotowanej do tego ścianie. Widzowie byli wręcz nakłaniani do podjęcia działań. W nowym teatrze nie ma miejsca dla biernego odbiorcy, pożąda się kogoś aktywnego, kto zechce się czynnie zaangażować w spektakl.
Kolejnym przedstawieniem zaprezentowanym podczas festiwalu był Teren Badań: Jeżycjada w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. Najdłuższa saga literatury powojennej, czyli cykl powieściowy Małgorzaty Musierowicz, zostały potraktowane jako pole badań nad polskim mieszczaństwem czasów PRL-u. Spektakl został skonstruowany jako rockowy koncert – dziewiętnaście tomów Jeżycjady opowiedziano w kilkunastu piosenkach. Do konwencji musicalu odwoływały się także inne przedstawienia prezentowane podczas festiwalu. Można tu wspomnieć o Umwuce, spektaklu wyreżyserowanym przez Jana Naturskiego. Opiera się na reportażach Wojciecha Tochmana z tomu Dzisiaj narysujemy śmierć. Przywoływane są w nich dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce w Rwandzie w 1994 roku, a więc ludobójstwo, jakiego dokonało plemię Tutsi na plemieniu Hutu. Historię ukazano w sposób bardzo emocjonalny, empatyczny, co czasem sprawiało wrażenie naiwnego przekazu. Spektakl przeplatany był piosenkami. Wraz z nim pojawił się popularny ostatnio w teatrze dokumentaryzm, który zajmował ważne miejsce na Festiwalu Nowego Teatru.
Innym spektaklem, nawiązującym do muzyki, był Chopin bez fortepianu, wyreżyserowany przez Michała Zadarę, wirtuozersko zagrany przez Barbarę Wysocką. Dokonano w nim niezwykłego przełożenia partii fortepianowych dwóch koncertów Chopina na tekst literacki. Ta interpretacja utworów romantycznego mistrza nie tylko zachwycała efektem zastąpienia muzyki perfekcyjną prozodyczną interpretacją montażu tekstów, ale także stanowiła próbę odtworzenia myśli i uczuć kompozytora. Jednocześnie zmuszała do refleksji nad tym, co polska kultura zrobiła z Chopinem, jak jest on dziś postrzegany i na ile nasz obraz mistrza fortepianu jest zgodny z prawdą o nim i jego muzyce.
Kontynuując temat twórczości romantyków, przywołanej podczas Festiwalu Nowego Teatru, należy poświęcić uwagę realizacji, która zdobyła nagrodę za najlepszy spektakl – Dziadom według Adama Mickiewicza w reżyserii Radosława Rychcika. Najważniejszy polski dramat został ukazany w perspektywie uniwersalnej, przeniesiony do Ameryki Północnej i nasycony aluzjami do popkultury. Zatem obok Guślarza, stylizowanego na Jokera z filmu Mroczny Rycerz, pojawiła się Marylin Monroe oraz bliźniaczki ze Lśnienia Kubricka, a wydarzenia rozgrywały się w miejscu przypominającym boisko do koszykówki z automatem do Coca-Coli w rogu. Mimo popkulturowej otoczki wątek martyrologiczny wybrzmiał zaskakująco mocno. Rychcik odniósł go do sytuacji niewolnictwa i prześladowań Murzynów w Ameryce. Szczególnych wrażeń dostarczyła scena, w której grupa nagich, czarnoskórych aktorów, skuta łańcuchami, śpiewa znaną Polakom pieśń o zemście na wrogu do muzyki gospel.
Gustaw/Konrad w spektaklu właściwie nie wygłasza Wielkiej Improwizacji. Rychcik postanowił przywołać film Lawa Tadeusza Konwickiego. Monolog imitujący słynną interpretację Gustawa Holoubka, puszczony spoza sceny, w ciemności, zabrzmiał niezwykle przejmująco. Brak własnego pomysłu na ten ważny moment dramatu reżyser wynagrodził widzom, wprowadzając do spektaklu słynną przemowę Martina Luthera Kinga I have a dream. Zakończenie spektaklu przypominało filmy Quentina Tarantino – negatywni bohaterowie giną zamordowani przez panią Rollison.
Dość niezwykłym, ale też nadzwyczaj trudnym w odbiorze był performance Markusa Öhrna Bohaterowie przyszłości. Trudno go nazwać spektaklem, bowiem nie brali w nim udziału profesjonalni aktorzy, ale amatorzy – w dodatku bardzo młodzi ludzie. Reżyser umieścił ich w boksie wypełnionym białymi i czerwonymi balonami, na którego przedniej ścianie znajdował się ekran. Można powiedzieć, że najważniejszym aktorem widowiska była kamera, która przekazywała obraz z tego, co dzieje się wewnątrz konstrukcji. Zatem widzowie, choć wiedzieli o fizycznej obecności aktorów, mieli do nich dostęp jedynie przez rejestrację wideo. Bohaterowie przyszłości to świetny przykład eksperymentowania w zakresie środków teatralnego wyrazu. Öhrn poruszył trudne tematy nietolerancji, aborcji, homoseksualizmu, ksenofobii i feminizmu. Młodzi ludzie wykrzykiwali hasła i przyśpiewki „kiboli”, nacechowane agresją i ksenofobią. Pojawiały się drastyczne sceny, obrazujące zabieg aborcji. Kiedy dodamy do tego trudne do zniesienia dźwięki pocieranych o siebie balonów, otrzymujemy spektakl, który oglądało się z najwyższym trudem. W pewnym momencie aktorzy wyszli jednak ze swojego boksu, pojawiła się łagodna muzyka, a oni, złączeni w pary, tańczyli wolno w jej rytmie. Bohaterowie przyszłości wzbudzili wiele kontrowersji wśród widzów. Dyskusje wywołał szczególnie udział w przedstawieniu, niosącym skrajnie negatywne treści, bardzo młodych ludzi, niemal dzieci.
Kolejne spektakle, zaprezentowane podczas festiwalu: Utwór o Matce i Ojczyźnie według prozy Bożeny Keff w reżyserii Marcina Libera, Akropolis według dramatu Stanisława Wyspiańskiego, zrealizowany przez Łukasza Twarkowskiego oraz W samo południe Wojtka Ziemilskiego na różne sposoby wykorzystywały projekcje multimedialne i najnowsze technologie. Liber umieścił akcję Utworu o Matce i Ojczyźnie w pokoju, którego dwie ściany stanowiły umieszczone naprzeciw siebie ekrany. Spektakl toczył się niejako na dwóch planach. W planie aktorskim oglądaliśmy kolejne odsłony toksycznego związku córki i matki, na których ciążą piętno Holocaustu i syberyjskiej martyrologii Polaków. W projekcjach multimedialnych pojawiały się fragmenty prozy Keff w formie antysemickich przyśpiewek, wygłaszanych przez chór ubrany w polskie stroje ludowe. Materia teatralna świetnie współgrała w spektaklu ze sztuką wideo.
Odmienną problematykę zaprezentowano w przedstawieniu W samo południe, który zawierał swoisty rozrachunek z okresem PRL-u, ukazanym przez pryzmat subiektywnych doświadczeń związanych z udziałem w wyborach do Sejmu i Senatu w 1989 roku. Był to ciekawy kolaż teatru, performance’u, sztuk wizualnych z dokumentaryzmem. Ważnymi elementami spektaklu był ekran, rzutnik i obraz z komputera, przetwarzany przez kamerę, prezentacje w powerpoincie, wykorzystanie mediów społecznościowych, Google’a, czyli tego wszystkiego, czym dziś żyjemy na co dzień. Przedstawienie rozpoczęło się jeszcze w foyer teatru, gdzie aktorzy zapraszali widzów do podzielenia się swoimi skojarzeniami związanymi ze zmianą ustrojową w Polsce po 1989 roku. Wykorzystane w trakcie spektaklu wypowiedzi, bardzo osobiste potraktowanie tematu przez realizatorów sprawiło, że między widownią a aktorami wytworzyły się niezwykle bliskie relacje. Najmocniej gra między realnością a wirtualnością została przedstawiona w Akropolis Twarkowskiego. Akcja dramatu Wyspiańskiego została przeniesiona w świat kojarzący się z cyberprzestrzenią. Reżyser zdawał się pytać o to, czy człowiek żyje jeszcze w rzeczywistości, czy przeniósł się już do świata wirtualnego, zbudowanego z pikseli i krzemu.

Warto wspomnieć o wydarzeniach towarzyszących Festiwalowi Nowego Teatru. Podzielono je na: Kinoteatr, Dramę Lab i Teatr Lab. W ramach Kinoteatru mogliśmy obejrzeć rejestracje wideo najciekawszych fragmentów spektakli Komuny//Warszawy z cyklu Re//mix, między innymi Dario Fo przesłał instrukcje Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego i Kukła – Kantor Pawła Passiniego. Niezwykle ciekawie i kontrowersyjnie wypadła konfrontacja dwóch filmów o sztuce aktorskiej Ryszarda Cieślaka – najsłynniejszego aktora Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Pierwszym z nich był Aktor całkowity. Wspomnienie o Ryszardzie Cieślaku, wyreżyserowany przez Krzysztofa Domagalika, a będący dokumentem o życiu i pracy twórczej aktora. Z kolei Książę w reżyserii Karola Radziszewskiego nazwany został przez twórców spektaklem dokamerowym. Po projekcji miała miejsce dyskusja z udziałem Krzysztofa Domagalika oraz Doroty Sajewskiej, autorki scenariusza do Księcia, dotycząca problemów obiektywnego ukazania życia Cieślaka i twórczości Grotowskiego oraz (nie)możliwości artystycznego przetworzenia tych tematów. W ramach Kinoteatru można było zobaczyć zapis filmowy kilku spektakli cyklu Teatroteka, który jest projektem Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, mającym na celu propagowanie nowej polskiej dramaturgii przy wykorzystaniu technologii filmowych (między innymi Walizkę Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, Trash story Magdy Fertacz, Cukier Stanika Zyty Rudzkiej oraz Walentynę Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi). Najnowsze dramaty młodych twórców prezentowano podczas Drama Lab – nocnego czytania dramatów.
Czym zatem jest „nowy teatr”. Przede wszystkim wykorzystuje nowe media, najnowsze technologie, włączając w spektakle elementy wirtualne, multimedialne i filmowe. Przedstawienia nie bazują wyłącznie na żywej grze aktorskiej, ale zbliżają się do filmu i wideoartu. Ważna staje się praca kamery, zaś ekran wydaje się nieodłącznym elementem współczesnych spektakli. Nowy teatr anektuje popkulturę i świat znany z telewizji, kina oraz Internetu, twórczo je przetwarza, szukając w ich zasobach nowych form wyrazu. W spektaklach pojawiają się media społecznościowe, motywy z filmów i showbiznesu, czego najbardziej udanym przykładem były Dziady Rychcika.
Taki teatr adresowany jest do „nowego widza” – przede wszystkim młodych ludzi, którzy z rzeczywistością kontaktują się za pośrednictwem monitora. Odbiorcą tego teatru są uczestnicy kultury popularnej, którzy potrafią odnaleźć zawarte w spektaklach nawiązania do filmów, muzyki i świata polityki. Ważna staje się nie tylko relacja widz – aktor, ale także relacja widza z przekazem multimedialnym, ze znakami i ikonami, które się pojawiają w tej przestrzeni, niekiedy z elementami scenografii, w które widzowie zostają wprowadzeni – jak to miało miejsce w adaptacji sztuki Stara kobieta wysiaduje Falkowskiego. Nowy teatr wymaga otwartej i czynnej postawy odbiorców. Widzowie przychodząc do teatru, stają się częścią performance’u, w który winni się włączyć i podjąć role, które im wyznaczono. Nie są bowiem wyłącznie widzami, a współtwórcami spektakli.

Kolejnym aspektem nowego teatru jest poszukiwanie nowych form teatralnej ekspresji. Spektakle są często eksperymentami w zakresie gry aktorskiej, relacji z widownią i wykorzystania teatralnej przestrzeni. Charakterystyczne jest częste wychodzenie z budynku teatru i przenoszenie przedstawień w nieteatralne otoczenie, dlatego część festiwalowych spektakli odbywała się w Sali Industrialnej Hotelu Rzeszów. Powszechne stało się łączenie różnych form i konwencji artystycznych, posługiwanie się performancem, happeningiem, koncertem, konwencją wystawy, relacją wideo i wieloma innymi, które trudno wymienić. Charakterystyczną cechą nowego teatru jest także symultaniczność akcji, która dzieje się w dwóch lub więcej planach – realnym i przedstawionym za pośrednictwem multimedialnej projekcji.
Nowy teatr to wreszcie teatr młodych artystów. Podczas Festiwalu Nowego Teatru mogliśmy obejrzeć spektakle debiutantów Twarkowskiego i Falkowskiego, w których występowało wielu młodych aktorów, często amatorów, jak w Dziadach i Bohaterach przyszłości. Mieliśmy również okazję spotkać się z najnowszymi dramatami młodych twórców podczas nocnych czytań dramatów (np. Koci koci łapci Mariusza Babickiego i Pawła Niewiadomego i Wysuszonej śliwki węgierki Zuzanny Bućko).
Nowy teatr przynosi nowe tematy oraz nowe interpretacje teatralnej klasyki. Reżyserzy sięgają po znane, ważne dla polskiej kultury dramaty – takie jak Dziady, Akropolis i Stara kobieta wysiaduje – ale pokazują je w innym świetle, przenoszą w obszary bliższe doświadczeniom współczesnego człowieka. Odczytują je w perspektywie uniwersalnej, przez pryzmat rzeczywistości wirtualnej oraz popkultury. Nowy teatr przynosi próby zmierzenia się z wydarzeniami z nie tak odległej historii – tragedii w Rwandzie, rozliczenia z okresem PRL-u i refleksji o skutkach ustrojowej transformacji. Ważnym zjawiskiem nowego teatru jest dokumentaryzm. Podejmuje się również próby reinterpretacji dzieł legendarnych twórców teatralnych XX wieku Jerzego Grotowskiego oraz The Living Theatre.
Nowy teatr nie odrzuca tradycji, ale pozostaje z nią w polemicznym dialogu, ku czemu kierowały okoliczności, w jakich odbywał się Festiwal Nowego Teatru w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie. Sezon 2014/2015 jest jego 70., jubileuszowym sezonem, podczas którego szczególnie wspomina się rok powstania teatru dramatycznego w Rzeszowie, powraca pamięcią do legendarnych ról jego założycielki i pierwszej dyrektorki Wandy Siemaszkowej i ten duch przeszłości był obecny podczas festiwalu, mimo aury nowości. Ścieranie się przeszłości i przyszłości dało się najmocniej odczuć w spektaklu Utwór o Matce i Ojczyźnie, gdzie mogliśmy podziwiać kunszt aktorski nestorki eksperymentalnego teatru Józefa Szajny, Ireny Jun, która świetnie odnalazła się w konwencjach „nowego teatru”. Warto też wspomnieć o wystawie Teatr formy w twórczości Tadeusza Kantora, Józefa Szajny i Jerzego Grotowskiego. Materia Mundi, przygotowanej przez dr. hab. Tadeusza Kornasia, docelowo na 3. Międzynarodowy Festiwal Teatru Formy „Materia Prima” w Teatrze Groteska w Krakowie, którą można było oglądać podczas rzeszowskiego festiwalu. Przypomniała nam ona o dokonaniach trójki najważniejszych nowatorów polskiego teatru w XX wieku, szczególnie ważnych dla Rzeszowa i Podkarpacia, bo związanych z nimi miejscem urodzenia. Tym bardziej należy podkreślić, że twórcy nowego teatru nie chcą negować tradycji, a wolą wchodzić z nią w twórczy dialog.
Należy uznać pierwsze rzeszowskie spotkanie z „nowym teatrem” za udane i niezwykle ciekawe doświadczenie. Mimo pozytywnych refleksji pozostaje we mnie pewien lęk przed drogą, którą obrał współczesny teatr. Nasuwa się szereg pytań: czy teatr nie jest zagrożony przez inwazję nowych mediów? I czy nie zostanie wkrótce wyparty przez kino, telewizję i Internet? Czy wkraczanie nowych mediów do teatru jest dla niego ratunkiem, czy też świadectwem klęski, oznaką kapitulacji przed środkami wyrazu, z którymi trudno mu współzawodniczyć? Czy to, co zawsze było najważniejsze dla teatru, a więc żywe słowo i relacja aktor – widz nie ucierpi przez nadmierne eksperymentowanie, udziwnianie, zastępowanie żywego człowieka przekazem wirtualnym i techniką? Jaka jest przyszłość teatru – czy będzie on coraz bardziej multimedialny, czy też prędzej czy później zacznie wracać do swoich korzeni? Z drugiej strony, dlaczego teatr nie miałby iść z duchem czasu? Może jest to dla niego odpowiednia droga, na której odnajdzie się również nowy widz
Anna Kolak