FRAZA NR 79-80 / 2013 – FRAZY OSOBISTE
Anna Maja Misiak
Zapiski szwajcarskie
Nienasycenie. Jacek Sempoliński (1927–2012)
Sztuka była dla niego nieustannym wyborem i konfrontacją zjawisk podstawowych, poszukiwaniem esencji rzeczywistości. W totalnej wolności twórczej potrafił dostrzec zarysy tłumionej za wszelką cenę bezradności. W ostatnim z komentarzy do swego malarstwa pisał, iż „na wszystko mamy znaki, farby, cyfry”. Redukcja w jego ostatnich obrazach nadaje tej wypowiedzi szczególny wydźwięk. Czy potrafimy bowiem wiarygodnie wyrazić to co najprostsze i nie otrzeć się przy tym o banał?
Reakcje na twórczość Jacka Sempolińskiego były skrajne. Część odbiorców uznawała jego obrazy za „warsztatowe”, nieestetyczne, nieudane eksperymenty. Inni dostrzegali w nich głębokie idee oraz urzeczywistnienie uniwersalnych prawd w syntetycznej formie. Elementem budującym nastrój jego płócien jest barwa – wysublimowane harmonie kolorystyczne, zestawienia mrocznych szarości z rozświetlonymi błękitami i fioletami. Przygaszony kolor momentami rozbrzmiewa mocno w gwałtownych kontrastach zawierających olbrzymi ładunek emocji i ekspresji. Niemałą rolę odgrywa pojawiający się czasem kontrapunkt czerwieni i zieleni oraz delikatne bliki bieli. Malarz potrafił wydobywać światło niejako od wewnątrz materii i dzięki temu kierować uwagę odbiorcy w stronę mistycznego uniesienia.
Synonimem nieustającej próby przekraczania granicy tego, co w istocie swej niepoznawalne, był dla artysty eksperymentowanie z wytrzymałością tworzywa, dążenie do uniwersalnej formy. Pokryte grubymi warstwami farby płótno dziurawił, ponownie zszywał, nie ograniczał go ramą. W ten sposób próbował zacierać granice między wewnętrznym sensem, istotą przedmiotu artystycznego, a zewnętrznym jego otoczeniem, kontekstem kulturowym. Jego sztuka to zwielokrotnione przekraczanie barier materii – niezaspokojone pragnienie przeniknięcia w sferę sacrum, zrozumienia misterium życia w momencie jego wypełniania się.
Nienasycenie to słowo klucz do tej twórczości. Przede wszystkim nienasycenie w dążeniu do totalności wyrazu, również – we wnikaniu w naturę, w zasady jej istnienia. Objawia się ono jako wykraczanie poza dzieło rozumiane jako temat, kombinacja elementów, czy ich dramaturgia. Nienasycenie popycha do poszukiwania odpowiedzi na pytania o prawdę, piękno, absolut. Liczy się substancja – jedność ponad elementami, lekkość bytu w obliczu rzeczy ostatecznych.
Do milczenia wobec tajemnicy, wobec nieskończoności, też wobec cierpienia – immamentnego składnika natury, Sempoliński dorastał poprzez kolejne etapy swej twórczości. Zaczynał w latach 50. malując martwe natury z instrumentami muzycznymi (cykle Organy, Viola gamba, Kompozycja z trąbką). W obrazach tych istniały jeszcze odniesienia przedmiotowe, które zaczęły zanikać w latach 60., kiedy artystę zaintrygowały problemy przestrzeni malarskiej. Impulsem do tworzenia stała się prawie wyłącznie natura (cykle Łysica, Wiązy w Mąchocicach, Światło i Mrok, Łąka – zachód słońca, Studium przestrzeni). Obrazy tego okresu to raczej refleksje na temat natury pojmowanej jako układ znaczeń. Następny krok spowodował przejście do abstrakcyjnych, metafizycznych cykli tematycznych kontynuowanych uporczywie po dziś dzień (Miejsce zwane czaszką, Ukrzyżowanie, Twarze). W cyklach tych milczenie występuje w coraz większym natężeniu, wraz z postępującym zanikaniem przedmiotu, który stapia się z otaczającą go przestrzenią – wnika w rzeczywistość po drugiej stronie obrazu. Nastaje cisza – gęsta, gdyż utkana z pytań.
Na przeciwległym biegunie znajduje się inny istotny aspekt malarstwa Jacka Sempolińskiego – jego „umuzykalnienie”. Muzykę wprowadził on w swoje obrazy nie na zasadzie tłumaczenia dźwięków na kolor i rysunek, lecz znów na zasadzie pytania. Było to raczej szukanie własnego wyobrażenia dźwięku, związana z tym próba przekazania odczuć, skojarzeń, emocji. Obrazy Sempolińskiego są z jednej strony dążeniem do absolutnego milczenia, z drugiej tęsknotą do pełni dźwięku. Melodia płynąca z tych płócien jest pełna asonansów, subtelna i krucha, trzeba wsłuchiwać się w nią w najwyższym skupieniu. Nie są to obrazy łatwe w odbiorze, gdyż piękna fraza przesiąknięta jest intelektualnym zwątpieniem, które artysta tak wyraźnie dookreślił opisując swe ostatnie płótna: „Udało się. A może to katastrofalne kłamstwo. I nic nie znaczy, nie ma żadnej wartości. Tak też i żyjemy”.
Anna Maja Misiak