FRAZA NR 63-64 / 2009 – KRONIKA

Ryszard Kołodziej
Zawsze po stronie poezji. Wspomnienie o Wincentym Różańskim

3 stycznia 2009 roku nadeszła wiadomość – Wincenty Różański zmarł nagle w swoim mieszkaniu. W ubiegłym roku świętował potrójną rocznicę: siedemdziesiąte urodziny, czterdziestopięciolecie debiutu poetyckiego i czterdziestolecie publikacji pierwszego arkusza poetyckiego Wiersze o nauce nawigacji między kamieniami. Na urodzinach w lipcu zeszli się przyjaciele Witka z rodzinami, malarze, muzycy, poeci, krytycy – jednym słowem: artyści wszelkiej maści. Podobnie było 22 października na jubileuszowym wieczorze w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu, gdzie czytano siedemdziesiąt wierszy autora Przed czerwonymi słońca drzwiami. Pomimo ciągłych kłopotów ze zdrowiem jubilata, nikomu nie przyszło na myśl, że śmierć tak szybko powróci. Przecież niedawno stanął po tamtej stronie, ale jak mówiono na mieście: zmarli poeci go nie wpuścili. Kochał malarstwo, muzykę poważną, śpiew Marii Callas. Miał instynkt opiekuńczy.

Wincenty Rożański, dla przyjaciół Witek, urodził się 12 lipca 1938 roku w Mosinie. Najdłużej mieszkał w Poznaniu na Ostrobramskiej, a pod koniec życia na osiedlu Lecha. Wydał 19 tomów poezji i dwa arkusze poetyckie. W wywiadzie udzielonym przed laty wyznał: „Poezja jest dla mnie oddechem, systemem życia. To krwiobieg wszystkich emocji, a także limfa życia. I przede wszystkim wartościowanie i osąd poety. Z tym, że na zewnątrz tego nie ujawniam, ale eksponuję wewnątrz, w głębi siebie. Jestem bowiem introwertykiem”. Liryka koiła go jak balsam. Stanowiła powszedni chleb. Jednocześnie była wyzwaniem, codziennym zmaganiem. Zawarł z nią przymierze, był na Ty i do końca dochował wierności. Doskonale zdawał sobie sprawę z wagi słowa, gdyż: „my mali maleńcy/ słowo wszechpotężne”, „im więcej słów tym świat bardziej/ nieznany”. Pomimo rozlicznych cierpień kontynuował pracę literacką. Poezja wypływała z niego i jego doświadczenia codzienności.
W utworze *** kiedy już wszystko spełni się napisał:

chciałbym żeby poezja
poruszyła ciebie do żywego
żebyś zamyślony nad życiem
nie stracił kierunku drogi

Był ciekawy ludzi i świata, wrażliwy jak dziecko, bardzo skromny. Nie raz zaznał głodu i upokorzeń. Mimo to zachował godność i dobroć. Nie zabiegał o druk własnych utworów. Przyjaciele, na przykład Edward Stachura, zanosili jego wiersze do redakcji pism. Po udarze mózgu w 2003 roku lirykę Różanskiego drukowała „Fraza” i „Nowa Okolica Poetów”

Pan Witek był urodzonym epistolografem. Na otrzymaną korespondencję odpisywał błyskawicznie i spontanicznie. Ciekawy wieści od innych, każdego dnia oczekiwał niecierpliwie listonosza. W listach dzielił się radościami i bolączkami codziennego życia. Dołączał do nich zdjęcia, wiersze, rękopisy i artykuły prasowe. Nawet na kopertach dopisywał krótkie notki. Pytał o poetyckich idoli i co jest interesującego w poezji amerykańskiej. Wiedząc, że ma mało czytelny charakter pisma, napisał mi kiedyś: „Oj natrudzisz się z odczytaniem tych słów”. Zawsze było warto.

Wincenty Różański dzielił się swoimi wierszami, szczególnie z okazji nadchodzących świąt, jak opłatkiem. Oto ostatni liryk, jaki od niego otrzymałem na Boże Narodzenie 2008:

w ten dzień Wielkiej Nocy
zapukam do ciebie
może użyczysz mi miejsca
i przy chudym chlebie
przełamawszy miłość na dwie połowy
ty wypijesz wino ja wypiję wodę
a gdy odejdę
rzuć okiem na ślady moje
bo to co było, nie było i nie jest
Tylko bóg się rodzi

Pod tekstem były życzenia od niego i żony – Małgorzaty Kasztelan – flecistki i pianistki, z którą ożenił się osiem i pół roku wcześniej. Poznali się w czasie studiów. Kiedy po latach pani Małgosia odwiedzała grób rodziców na Gorczynie, zawsze odwiedzała Witka na Ostrobramskiej. Pewnego razu powiedział: kocham cię, Gosiu. Zaskoczona odpowiedziała: ja też ciebie kocham. I szybko się pobrali.

W utworach z ostatniej dekady, jeszcze niepublikowanych w formie książkowej, które miałem okazję przeczytać, powracał do dzieciństwa spoglądając jednocześnie z nadzieją w przyszłość. Opiewał życie, świadomy jego kruchości i krótkotrwałości:

koło mego domu mała sosenka rośnie powoli
nie dożyję gdy będzie pełna godności
otwieram furtkę, oglądam się
i zazdroszczę Bogu że jest wieczny
(Kierunek)

Prosił Stwórcę o spokój, wytchnienie, potrzebne siły. Zwracał się do Syna Bożego, przyzywał Maryję, anioła Rafała, wspominał świętych. W poetyckich modlitwach upraszał również o to:

żeby kierowcy nie zadrżała ręka
żeby kołyska mogła uśpić dziecko
żeby kot zasnął na przypiecku
żeby kolęda weszła do mieszkania
a poeta napisał ostatnie zdanie

Nigdy nie uzurpował sobie miejsca w niebie, ale w głębi serca czuł, że będzie tam mile widziany. W lirykach pojawiają się również postacie żony i matki:

matki zawsze dają coś synom na drogę
wiewają chustką na ślepą przestrogę
aby syn zachował nadzieję po drodze
tam gdzie czekają go złe Anioły
(*** matki zawsze dają cos synom na drogę)

Zachęcam czytelników do lektury wierszy Witka Różańskiego, a wydawców do publikacji jego poezji. Obszerniejszy tekst poświęcony twórczości poznańskiego poety pt. Wędrowiec do Szeol zamieściłem na łamach „Frazy” nr 1-2 w 2006. W książce pt. Któż to opisze, któż to uciszy Piotr Kępiński i Andrzej Sikorski opublikowali rozmowy z Wincentym Różańskim. Tadeusz Żukowski zrealizował o nim film Będziemy piękniejsi, a Barbara Miczko-Malcher szereg programów radiowych. Edward Stachura, którego był najwierniejszym przyjacielem, uwiecznił go w powieści Cała jaskrawość oraz w poemacie Po ogrodzie niech hula szarańcza. Na ślady Witka natrafiamy także w tomie Wszystko jest poezja, listach i notatnikach Stachury oraz w Piosence dla Potęgowej. Stachurze, jak wcześniej Józefie Rożańskiej – matce poety, a potem żonie Małgorzacie i przyjaciołom zależało na jego zdrowiu i bezpieczeństwie oraz na tym, żeby mógł tworzyć. Wspomagali się w przeciwnościach losu. Otaczali poetę miłością i opieką. Pogrzeb Witka odbył się 12 stycznia 2009 roku. Spoczywa w Alei Zasłużonych na cmentarzu miłostowskim.

Krytycy literaccy nigdy go nie rozpieszczali. Zatem już najwyższy czas żeby wydobyć dorobek Rożańskiego z zapomnienia, właściwie ocenić i przyznać mu należne miejsce w historii literatury.

Ryszard Kołodziej