Adam Ochwanowski
Dlaczego tłumaczę poezję Jesienina i Wysockiego
W 1967 roku, stałem się subskrybentem serii wydawniczej „Biblioteka Poetów” firmowanej przez ZSMW, redakcję „Nowej Wsi” i Ludową Spółdzielnię Wydawniczą. Ta kapitalna inicjatywa wydawnicza pozwoliła mi poznać życie i twórczość znakomitych poetów, na całej szerokości geograficznej, zarówno tworzących w zamierzchłych czasach (Safona), jak i współcześnie. Każdego miesiąca poczta przynosiła kolejny tom wierszy i było to dla mnie wielkie święto. W drugiej klasie liceum trafił do mojej biblioteki tom wierszy Sergiusza Jesienina. Zakochałem się w jego poezji do tego stopnia, że postanowiłem nauczyć się solidnie języka rosyjskiego, aby móc czytać go w oryginale, choć nie byłem pilnym uczniem. Ale nie jego wiersze sprowokowały mnie do pierwszej translatorskiej próby. Moja starsza koleżanka, studentka filologii rosyjskiej, wiedząc, że zajmuję się, nieśmiało, pisaniem wierszyków podrzuciła mi wiersz Sobota Eugeniusza Jewtuszenki, a żeby mi było łatwiej, dołączyła przekład filologiczny tego wiersza z prośbą o przekład. Pomimo dobrych chęci nie sprostałem wyzwaniu i dałem sobie spokój z translatorskimi próbami na kilkadziesiąt następnych lat. Przypadek sprawił, że w 2015 roku znalazłem się na koncercie znanego piosenkarza (lubię jego autorską twórczość), który zmierzył się z pieśniami mojego idola Włodzimierza Wysockiego. Zarówno przekłady zaproponowane przez artystę, jak i ich anemiczna transmisja wprowadziły mnie w stan buntu i irytacji. Dlatego postanowiłem sam spróbować i dziś mam w szufladzie ponad dwadzieścia przekładów jego pieśni. Nie było łatwo, ale ośmielił mnie i pomógł przypadek. Mianowicie trafiłem na skromną książeczkę, wydaną w 1986 roku, pt. 14 piosenek w przekładach Ziemowita Fedeckiego, gdzie we wstępie tłumacz – klasyk przekładów z języka rosyjskiego – napisał między innymi: „Chcąc utrafić we właściwy ton, już z góry trzeba zrezygnować z dosłowności, wyrzec się ślepego naśladownictwa. Tłumacz Wysockiego powinien, jak sądzę, pokusić się o przekład bliski oryginałowi, a zarazem, co wydać się może paradoksalne, odmienny. Taki, który zabrzmiałby jak piosenka, napisana przez rosyjskiego pieśniarza po polsku dla Polaków”. To był bardzo dobry i potrzebny drogowskaz. Swoje przekłady wysłałem do nieodżałowanej Marleny Zimnej z prośbą o ocenę i ewentualne uwagi. W krótkim czasie otrzymałem bardzo ciepłą i sympatyczną odpowiedź, zachęcającą do dalszych translatorskich prób z kilkoma istotnymi uwagami i radami, które wyszły moim przekładom na dobre i są bardzo przydatne przy kolejnych próbach. A do wierszy Jesienina wróciłem za namową jednej ze znajomych na Facebooku, gdzie pochwaliłem się kilkoma przekładami Wysockiego. Poszło mi o wiele łatwiej, co jest niewątpliwie zasługą Ziemowita Fedeckiego i Marleny Zimnej.
Sergiusz Jesienin
***
Niewolniku rymów. Księżyc w pełni
Wiersz pijany zagląda ci w oczy
Gdy niestałość wchodzi w świt marudny
Miłość karty zaznacza z niemocy
Patrz jak łuna podstępnie się skrada
Nic nie widać, chociaż płoną oczy
Z damą pik napić się mam ochotę
A tu nagle czarny as wyskoczył
Włodzimierz Wysocki
Zdarzenie w restauracji…
Drzwi do knajpy otwarte. Przywitał mnie gwar
Pachnie wódką i duszno od dymu
Przy stoliku samotnie – siedzi kapitan
Mogę usiąść – spytałem. On skinął
Papierosa wyjmuje i mówi mi: pal
Ja, dziękuję – „Kazbeków” nie palę
Pełną szklankę podsuwa i prosi mnie: pij
A ja wódki nie odmawiam wcale
Galopują kolejki, na stoliku tłok
Bohaterska fantazja nas bierze
Więc – na zdrowie – pijemy za życie, za zdar
I klepiemy pijackie pacierze
Wali pięścią kapitan, kołysze się stół
Dzikim krzykiem w krzesełko mnie wbija
Ja pod Kurskiem za ciebie chodziłem na bój
Abyś dzisiaj gorzałę mógł pijać
Chciałbym widzieć, jak idziesz w ataku na czołg
Popatrz durniu, na piersiach mam blizny
Moja młodość na wojnie została, byś ty
Z wolnej dzisiaj korzystał ojczyzny
A ty kto włóczykiju? Skąd ojciec? Skąd ród?
Czy nie wstydzisz się swojej rodziny
Jesteś swołocz i cham, tylko wódę byś chlał
I łzy kapią mu z rudej szczeciny
Ja milczałem, choć wspomnień ogarnął mnie szał
Bo po prawdzie, gdy on był kapralem
Ja na polu, pod Kurskiem, gdzie toczył się bój
Jedną kulę pod żebro dostałem
Ile można wytrzymać, gdy trafia cię szlag
Więc uniosłem się wreszcie honorem
Zamknij dziub kapitanie, to było nie tak
Ty na pewno nie będziesz majorem
Pieśń o żołnierzu, co nie powrócił z boju…
Dzisiaj wszystko nie tak, życie leży na wznak
Boli pamięć i drży z niepokoju
Zgasło słońce, śpi las i zatrzymał się czas
Bo nie wrócisz z ostatniego boju
Garniec marzeń i sny, wspólne noce i dni
Dłoń braterska, co chroni od znoju
Kiedy pleni się zło, nagle pytań jest sto
No bo ty nie powrócisz już z boju
Wspólny pacierz i grzech, czasem łzy, czasem śmiech
Smak nadziei, gdy nie ma spokoju
Choć nakryty jest stół, nie chce stopić się ból
No bo ty nie powrócisz już z boju
Kiedy nas dziki los rzucił na wojny stos
Chcąc poetę zamienić w gieroja
Papierosa ci dam, to jest wszystko, co mam
Ale on nie powrócił już z boju
Dajcie psom mięsa…
Dajcie pieskom mięsa kęs, pijakom gorzałę
Może jest w tym jakiś sens, choć nawyki stare
Wrony strachów boją się, można sypać ziarno
Młodym dajcie stały kąt, jasność – gdy jest czarno
Mnie pozwólcie godnie żyć, wśród normalnych ludzi
Psy o mięso nie żrą się, wódka czoła studzi
Gdy wron sytych słychać gwar, plon do góry pnie się
Zakochani burzą mur, miłość warkocz plecie
Na kolana upadł Bóg, przed zamkniętą bramą
Razem z nami modli się – zawsze o to samo
Można upiec z ziarna chleb, do żniw się sposobić
Mnie dziś spadła wolność z chmur. Nie wiem co z nią zrobić…
O czym ja rozmawiać z tobą mam…
O czym ja rozmawiać z tobą mam
Jesteś głupia, szkoda strzępić język
Pójdę do chłopaków wódkę chlać
Gdzie uczona toczy się rozmowa
Tam poważny i gorący spór
Kto ma słabą, a kto głowę tęgą
Z kim się nie da, a z kim można żyć
A monopol myśli jest potęgą
Tam filozof z chamem – za pan brat
I z tematu żaden z nas nie zboczy
Mądrych pytań czasem bywa sto
Kto postawi, kto po wódkę skoczy
Ty mi rano dajesz w szklance kwas
A mnie jest potrzebne zrozumienie
Poziom intelektu dzieli nas
Podnieś lepiej swoje wykształcenie
Nie lubię…
Nie lubię plotek, które łamią życie
Nie lubię krzyku nadgorliwych służb
Nie lubię zimnej rękojeści bata
Buńczucznych pieśni i fatalnych wróżb
Nie lubię, kiedy człowiek – nie brzmi dumnie
Gdy do medali pierś wypina łgarz
Nie lubię, gdy się święta z dziwką swata
Gdy chcą mi strzelać w plecy, albo w twarz
Nie lubię bajek, co pachną cynizmem
Durnych zaszczytów, też nie mogę znieść
Nie lubię, kiedy plują na ojczyznę
Bo w moją duszę mogą napluć też
Nie lubię, kiedy rozpacz gardło ściska
Nie lubię książek, co się kończą źle
Nie lubię chałtur prawdziwych artystów
I szefów, którzy poganiają mnie
Nie lubię świty i durnych statystów
Umyślnych kresek w witrażowym szkle
Nie lubię białych i czarnych rasistów
I śmiesznych haseł w narodowym tle
Ja nienawidzę tych, co się staczają
Mierzi mnie sztuczność i maskowy bal
Nie lubię tych, co się na wszystkim znają
Tylko Chrystusa męki jest mi żal
Nie lubię, kiedy słabość tłamsi siłę
Gdy się dobiera do mnie zwykły lęk
Kiedy mi każą farbować siwiznę
I gdy bełkoczę, zamiast śpiewać dźwięk
Nie lubię aren i klaszczącej tłuszczy
Choć im sprzedają pospolity chłam
I nie polubię, nie polubię wcale
Gdy kicz się cieszy z pozłacanych ram
Przełożył Adam Ochwanowski