Rzeszowska mafia w Krakowie

Agent o kryptonimie MRB
Rzeszowska mafia w Krakowie
(raport tajnego agenta)

W środę 18 czerwca redakcja „Frazy” (w składzie: Magdalena Rabizo-Birek, Anna Jamrozek-Sowa, Jan Wolski i Janusz Pasterski), poszerzona o przedstawicieli grupy „Na Drabinie”: Marka Pokrywkę i Marka Olszyńskiego (poznałem go, mimo że skrył się za czarnymi okularami), spotkała się na krakowskim Kazimierzu z autorami, czytelnikami i przyjaciółmi. Miejscem zdarzeń był pub nomen omen Omerta, którym zarządza, o czym donoszę, przybyła z Jarosławia nad Sanem Anette Dopciuch-Guzda (ani chybi francusko-ukraińska łączniczka camorry). Ze ścian na zebranych spoglądali z fotosów, zdjęć i filmowych plakatów członkowie rodziny Corleone na czele z Ojcem Chrzestnym, na którym to grzesznym rodzie wzorują się w swych działaniach członkowie rzeszowskiej mafii.

I. Misiak, M. Rabizo-Birek, T. Boruta

Na czas spotkania otoczenie zostało dla niepoznaki odmienione w salę wystawową, prezentującą artystów opłacających „Frazie” haracz: projektujących kształt pisma i oprawę graficzną, wydawanych pod ich patronatem defetystycznych i pornograficznych książek, publikujących na jego łamach swoje występne prace i wyzywające manifesty. Oprócz prac wspomnianych Marków (Olszyński pokazał bardzo praktyczne do przemytu dzieła – dające się zwijać i rolować drukowane tkaniny i lekkie tektury, pokryte zaszyfrowanymi napisami, których treści, z powodu panującego w lokalu mroku i potwornych błędów ortograficznych, stylistycznych i interpunkcyjnych, nie udało mi się odcyfrować), na ścianach zawisły rysunki Marleny Makiel-Hędrzak oraz obrazy Antka Nikla i Grzegorza Frydryka (rzeszowscy mafioso umieścili na ścianie dobro kultury regionalnej – obraz tego twórcy, który kilka lat temu otrzymał nagrodę główną w rzeszowskim konkursie plastycznym „Obraz, grafika, rysunek, rzeźba roku”).

E. Hryniewicz, K. Lenkowska, E. Ostrowski

Wieczór był bez wątpienia mafijnym zjazdem (dla niepoznaki reklamowanym jako „wieczór artystyczny”). Frazowa rodzina przyjechała do Krakowa, by po pierwsze: zaprezentować siłę, złowrogi urok osobisty i stan posiadania, dokonać przeglądu współpracowników, sprawdzić ich lojalność, zapoznać się z kondycją klientów (czy piszą i jak piszą), może także skaptować nowych członków i spotkać się z bosami lokalnych mafii.

I.Misiak, A.Jamrozek-Sowa

Na pewno chcą rozszerzyć swe wpływy w grodzie Kraka. Wieczór, do którego organizacji walnie przyczynił się, przygotowujący „Frazę” oraz jej wydawnictwa do druku, typ spod ciemnej gwiazdy Janusz Górnicki (w Internecie krąży jego zdjęcie z ukraińskim watażką Jurko Andruchowyczem), otworzyła krakowska rezydentka pisma Iwona Misiak.

J. Pasterski stoi

Nawiasem mówiąc – przed rozpoczęciem spotkania wszyscy członkowie redakcji wraz z osobami towarzyszącymi udali się do pobliskich synagog (niektórzy byli w każdej z nich!), gdzie ubrani w jarmułki mamrotali coś po cichu w niezrozumiałym narzeczu, kłaniając się co chwila. To zachowanie jest więcej niż wymownym potwierdzeniem pochodzenia i koneksji Frazowiczów (przez wojną Rzeszów nazywano Mojżeszowem!). Nie mówiąc o tym, że ma to odbicie na łamach pisma, gdzie publikowane są nie tylko teksty anarchistów, wolnomyślicieli, przedstawicieli narodów przeklętych, gorszycieli i mniejszości seksualnych, ale także szowinistów, radykałów, ortodoksów i nawróconych komunistów. Jeden z uczestników spotkania malarz i teoretyk sztuki profesor Tadeusz Boruta (zwracam uwagę na to nazwisko – to na pewno gangsterski pseudonim) powiedział, kiedy składano laurki, hołdy i stosowne upominki, że „Fraza” jest pismem „bez dogmatu” (znaczenie tego słowa trzeba koniecznie sprawdzić w Wikipedii).

M.Mostowik, T.Charnas, D.Korwin-Piotrowska

Sądząc z frekwencji na wieczorze (w pubie brakło krzeseł, wypito morze różnych trunków, wypalono setkę papierosów, a wydaje mi się, że nie wszystkie paczki miały akcyzę, że pito spod stołów przemyconą z Ukrainy piercowkę w butelkach po pepsi, a niektóre dymki nie były legalne) wpływy „Frazy” w Krakowie są znaczące. Rodzina specjalizuje się w infiltracji środowisk artystycznych zbliżonych do Uniwersytetu Jagiellońskiego, o czym świadczy obecność na spotkaniu tamtejszych bosów Wojciecha Ligęzy i Stanisława Stabro, a także pnących się po szczeblach mafijnej kariery: Doroty Korwin-Piotrowskiej, Tomka Cieślaka-Sokołowskiego i świeżo mianowanego „cappim dr. ph.” Piotra Sobolczyka (ten ostatni jest, jak mi się wydaje, delegatem pisma na Półwyspie Pirenejskim).

R. Lenc, W.S..Wocław

Świadectwem rozległych międzynarodowych kontaktów redakcji była obecność na spotkaniu tłumaczki polskiej poezji Ewy Hryniewicz-Yarborough. Porównała Rzeszów do Fresno w Kalifornii (gdzie mieszka i pracuje). Wspomniała, że miasta te są do siebie bardzo podobne w tym, że nie ma w nich co robić, zatem mieszkające tam osoby oddają się tak egzotycznym zajęciom jak pranie brudnych pieniędzy przez dotowanie książek pisarzy niebędących laureatami Nobla i NIKE oraz redagowanie niskonakładowch pism wysokoartystycznych). Przedstawiła krótko jednego z bosów tamtejszej poezji Philipa Levine’a, którego podejrzane w swej wymowie utwory (opiewające np. smak młodych ziemniaków, polanych masłem, posypanych zielonym koperkiem, podanych z kwaśnym mlekiem) drukowano onegdaj we „Frazie”. Na spotkaniu zjawił się Roman Wysogląd, który w latach 70. publikował utwory szkalujące Polskę, a potem ją (ku naszej uldze) opuścił i przestał pisać. Teraz jednak powraca (i cóż, że ze Szwecji) i na łamach najnowszego numeru „Frazy” (który, korzystając z zamieszania i tłoku, ukradłem, oszczędzając na kosztach zadania) dalej szydzi i krytykuje, jakby nie zauważył, że żyjemy w nowym, wspaniałym świecie V RP.

R. Wysogląd i S.Stabro

Spotkanie tak wyglądało, że szefowa „Frazy” przedstawiała różne osoby i używając szyfru mówiła o ich działalności (że niby nie robią nic innego tylko świetnie „piszą” , wydają „książki” i zdobywają różne „nagrody”). Przeczytała też podejrzanie brzmiące listy poparcia dla rzeszowskiej Rodziny od bosów literackich mafii warszawskich (Anny Nasiłowskiej, Henryka Berezy i Bohdana Zadury – zwracam uwagę na ukraińsko brzmiące nazwiska dwóch ostatnich) oraz rezydenta „Frazy” z Vancouver nad Pacyfikiem (gdzie to jest?) Andrzeja Andrew Buszy.

W.Ligęza,J.Pasterska

W ogóle uczestnicy spotkania chwalili nieprzyzwoicie i wiernopoddańczo „Frazę” i jej bosów, a potem wyciągali jakieś pomięte kartki albo stare egzemplarze pisma (niektóre miały kolor czerwony!) i czytali zeń utwory w mowie wiązanej lub dziwne w treści opowieści z brzydkimi wyrazami. Większość, jak się zorientowałem, miała wymowę krytyczną: autorzy kontestowali instytucje państwowe (np. takie osiągnięcie socjalne jak kolonie dla dzieci), krytykowali rodzinę, opisywali patologię związków między kobietami i mężczyznami. Bardzo często się żalili, że nikt nie chce ich wydawać i czytać. Nawet na języku, w którym piszą, nie zostawili suchej nitki (bo rzekomo, nie chce powiedzieć tego, co mają w głowie i w duszy, a w ogóle – jest już bardzo wyeksploatowany i trzeba by go wymienić. Proponowali: śląski, niemiecki, angielski lub ukraiński. Niektórzy czytali coś w taki sposób i w takiej formie, że w ogóle nie można było ich zrozumieć, więc ja (z powodu tych jarmułek) myślę, że to było po hebrajsku, choć słyszałem też od sąsiadki siedzącej przy sąsiednim stoliku, że to jest „eksperyment” i „postmodernizm” (zaraz sprawdzę w Wikipedii, co to za przestępstwo).

B.Boba-Dyga

Podejrzałem także, że ta Frazowa rodzina ma zupełnie takie same zwyczaje jak amerykańscy mafiosi włoskiego pochodzenia z filmu cappo di tutti reżyserii Francisa F. Coppoli. Różnica jest taka, że oni mają na czele organizacji Matkę Chrzestną, co właściwie można jakoś wytłumaczyć religijnie i kulturowo (wszyscy wiedzą, że Polska jest kobietą). Zauważyłem, że prawie wszyscy uczestnicy spotkania podchodzili do niej indywidualnie i składali na jej twarzy pocałunek (niektórzy nawet dwa lub więcej), a ci niżej w hierarchii mafijnej ustawieni, płci męskiej, całowali ją w rękę. Niektórzy, zapewne bardzo zasłużeni dla rodziny byli obdarowywani przez Matkę Chrzestną czułym breżniewowskim miśkiem. Po zakończeniu spotkania cała rodzina opuściła lokal szybko i sprawnie, udając się dwoma luksusowymi samochodami (marki i numerów nie zdołałem zanotować, ale jeden był czerwony, a drugi srebrny albo zielony) ku drodze A4, prowadzącej na Ukrainę, by tam zaszyć się w stepie, ostach i burzanie, w strzeżonych przez dzikie zwierzęta i rozpuszczone dzieci posiadłościach.

E. Sonneberg
I. Misiak, M. Rabizo-Birek

Na zakończenie mojego raportu podaję nazwiska uczestników spotkania, których jeszcze nie wymieniłem, a których udało mi się rozpoznać (niektórzy przyszli wcześniej, przywitali się i wyszli – najwyraźniej udali do wyznaczonych im przez rodzinę kryminalnych zadań). Zatem w Omercie na spotkaniu frazowej rodziny byli: Ewa Sonnenberg, Ryszard Lenc, Eryk Ostrowski, Bożena Boba-Dyga, Maryna i Janek Gradowie, Joanna Oparek, Jacek Lubart-Krzysica, Andrzej Niedoba, Ewa Elżbieta Nowakowska, Krystyna Lenkowska, Wojciech S. Wocław, Maria Prusak, Ewa Chruściel i inni, których można będzie zidentyfikować na podstawie zrobionych na spotkaniu ukrytą kamerą zdjęć (w załączniku).
Dołączam też teksty listów (spisane z wypożyczonego mi za pokwitowaniem magnetofonu, który sprytnie ukryłem w puderniczce).

Agent o kryptonimie MRB
Fotografie w tekście: J. Górnicki.