Marta Zając, Nieheroiczna bohaterka. Wspomnienie o Dorocie Filipczak

Marta Zając

Nieheroiczna bohaterka. Wspomnienie o Dorocie Filipczak

Unheroic Heroines to tytuł rozprawy habilitacyjnej Doroty. Myślę, że to również ją samą trafnie określająca fraza. Myślę – tak sądzę, to tylko moje wrażenie, pierwsze skojarzenie – ponieważ trudno mi mówić o Niej z pewnością, na jaką mogliby sobie pozwolić ci, którzy spędzili z Nią, przy Niej, nieco więcej czasu niż ja.

Poznałyśmy się w roku 1994 w Cambridge, na zorganizowanym przez British Council seminarium Contemporary British Writing. Już tam czytała swoje wiersze. Ponownie spotkałyśmy się dopiero w roku 2013, na moim kolokwium habilitacyjnym. Podarowała mi wówczas piąty już tom poetycki, z dedykacją „… dziękując za wspólnotę Słowa”. Kolejne spotkania również miały związek z naszą pracą. Ponownie na Uniwersytecie Śląskim, na obronie pracy doktorskiej, którą recenzowała. I ostatni raz – w roku 2019, w cukierni w Łodzi, kiedy to ja z kolei zostałam zaproszona z wystąpieniem przez Łódzkie Towarzystwo Naukowe.

Tylko tyle i aż tyle. Tylko tyle i aż tyle naszych spotkań twarzą w twarz. Poza nimi spotykałyśmy się dzwoniąc do siebie, pisząc, włączone w różnego rodzaju sprawy związane z życiem akademickim, ale i na tegoż życia marginesach, na pulsujących emocjami granicach, na przejściach w obszary nieco bardziej rozmyte, tajemnicze, ale z tą samą siłą domagające się naszej uwagi, komentarza.

Dorota była mi bardzo bliska. Była (i jest) kimś ważnym, potrzebnym, wspierającym już samą swoją obecnością, sposobem bycia, myślenia, komentowania rzeczywistości. Była niezwykle uczciwa. Była „nieheroiczną bohaterką”. Co przez te określenia rozumiem?

Zanim odpowiem, powtórzę jeszcze, że to tylko intuicje, impresje kreślone z oddali, przez kogoś, kto poznał jedynie przypadkowe fakty z Jej życia i Jej na te fakty reakcje. Z drugiej strony, także przez kogoś, komu wiele razy pomogła, konkretem, ale i dobrym słowem, mądrą myślą, rzucanymi do mnie od niechcenia: rozumiem … ale i – rozumiesz? Myślę, że rozumiałam…

A zatem – była uczciwa wobec życia jako poetka, która uważała jednocześnie za swój obowiązek także „grzebać w ziemi”, zajmować się z całą powagą najbardziej przyziemnymi, przytłaczającymi, niewdzięcznymi sprawami (na przykład) administracyjnymi, poświęcając swój czas, uwagę i serce czystej „prozie życia”, niejednokrotnie uznając pierwszeństwo obowiązków służbowych, swoich zobowiązań wobec innych, w stosunku do „porywów natchnienia”, pracy ze słowem, które tak namiętnie (to nie przesada) kochała.

Słowo, słowo poetyckie, było jej życiem, oddechem, a mimo to dawała siebie sprawom pozornie od tej wielkiej namiętności oddalonym. Organizując, porządkując, dopełniając formalności. Być może czuła, że w ten sposób także pracuje dla Słowa, dla słowa poezji, sztuki, przygotowując dla niego przestrzeń, warunki wzrostu, rozwoju. Tak myślę, tak ją postrzegam, taka, moim zdaniem, była.

To dzięki Dorocie sama też spojrzałam inaczej na swoją relację ze słowem. Bo chociaż zaczęłam pisać wiersze dużo wcześniej, to dopiero wymieniając te wiersze z Nią, pomyślałam, że mogę i powinnam także i w ten sposób komunikować się ze światem.

Miała chyba taki dar: po prostu żyjąc, wiele dobrego dawała innym… Skromna, uśmiechnięta, przejęta, obowiązkowa – Poetka, przenikająca umysłem, sercem i zmysłami zwyczajną, konkretną rzeczywistość, u boku, za oknem, za rogiem, pod ręką, i włączając ową niepozorną rzeczywistość w potężny nurt skarbów naszej kultury, nadając niejednokrotnie tej rzeczywistości wizjonerską oprawę, ale też i pokazując, że czasem warto tylko coś komuś pokazać, powiedzieć: „O, spójrz, popatrz na to ze mną!”…

Nieheroiczna bohaterka.

Bardzo Ci, Doroto, dziękuję.


Dorocie


Przechodząc obok ogródków działkowych
dostrzegam w trawie drobny biały kwiatek
ma misterny kielich, lekko postrzępione listki
zatrzymuję się
to dopiero początek wiosny
taki widok łatwo więc przykuwa moją uwagę

w myślach podchodzę do niego
przykucam jak mała dziewczynka
nachylam się
i czuję jak
z drugiej strony ziemi
lekko przechodzisz przez czas
łagodnie odgarniasz nikomu niepotrzebne
i jakże mało w tej chwili istotne
wydarzenia z przeszłości

(wiedziałam że do mnie przyjdziesz)

siedzimy teraz w dwójkę
przy wątłym wiosennym kwiatku
i uśmiechnięte
kontemplujemy tajemnicę
życia

3 maja 2021

Marta Zając