FRAZA NR 67 / 2010 – O KSIĄŻKACH

Ryszard Mścisz
Z placu Kromera na ulicę Parkową

Czy jedna ulica w małym mieście na naszych oczach może przybierać powłóczyste szaty literackości, opadać liśćmi nostalgii i ekspandować na świat? W 2009 roku zostały wydane w Bieczu dwa tomiki poetyckie z tym miastem w herbie, które między innymi wiodą nas ulicą Parkową.

Janusz Pasterski w zbiorze wierszy Plac Kromera kreśli obrazy miasta, które wyłaniają się z pamięci, wzrastają z nostalgii, kreatywnej wyobraźni człowieka zakorzenionego w swoim mieście, o artystycznej wrażliwości i wyobraźni. Toteż ulica Parkowa jawi się – w wierszu, a właściwie poetyckiej prozie Żółte stawy liści – w całej gamie kolorów, w „przepastnych kobiercach liści”. Malarski, rozlewający się jesiennymi barwami obraz bieckiej ulicy syci się perspektywą dziecięcej zabawy i „osuwa” w „biały puch zimowy”. Dla Andrzeja Topczyja, który mieszka przy owej ulicy i jest autorem tomiku W stronę ulicy Parkowej, nabiera ona znaczenia szczególnego, zyskuje niejako insygnia domowego zacisza, które staje się swoistą duchową, filozoficzną i literacką transpozycją swojskiego zakątka na świat. Na ten mały świat biecki (kino, Zakład, cmentarz), na życie w ogóle („wszak życie w każdym miejscu jest prowincjonalne”), na literaturę („do Prousta i Prusa, wierny Orzeszkowej,/ Czytam w parku Miłosza – mistrza polskiej mowy”).

Właśnie perspektywa Parkowej odkrywa to, co istotne (świat myśli, mądrość „uprawiania własnego ogródka”, w którym „oko i okno to znak świadomości”). Ona chroni przed światem migających zwodniczych obrazków – „bryłą kina i tsunami zwanym Internetem”. Toteż podmiot liryczny wiersza z owego bieckiego „epicentrum”, domowych pieleszy formułuje finalną konstatację: „Chociaż czasem opuszczam ten dwuznaczny pejzaż,/ To z ulicy Parkowej niechętnie wyjeżdżam”.

Nad oboma twórcami zdaje się czuwać jakiś biecki genius loci, przy czym Andrzej Topczyj stąd niejako odbywa podróże w czasie, na kartach dzieł, tropem intelektualnych skojarzeń, jawiąc się niczym gospodarz tej krainy „rzeczy oswojonych” – jak w wierszu Wyświetlenie, w którym profesor Wacław Rybotycki, Antoni Śliwiński czy Mieczysław Dąbrowski w różnych wymiarach są „znowu w Bieczu”. Dla Janusza Pasterskiego Biecz to raczej miejsce powrotu – tak w wymiarze realnych kontaktów z rodzinnym miastem, jak i – znacznie częstszych – wędrówek wyobraźni, rozmarzenia, pamięci. Jego tom Plac Kromera to prawdziwy poetycki przewodnik po mieście.

Liczący 57 wierszy zbiór Pasterskiego dzieli się na trzy cykle: Dom nad Ropą, Plac Kromera oraz Iksjon, i oddaje uroki miasta widziane z subiektywnej perspektywy kogoś, kto świat widzi w „bieckich kolorach”, a „chroniczne” powroty do Biecza w różnych wymiarach decydują o tym, iż mamy do czynienia ze swoistym vademecum tego miasta. Obok typowo poetyckich, metaforycznych obrazów i nostalgicznych peregrynacji pamięci w lirycznych odsłonach, mamy tu także „unaukowione”, sprozaizowane wędrówki po mieście, które odkrywają przed nami urokliwe miejsca i fascynujące atrybuty Biecza. Tak jawi się nam miasto rodzinne poety poprzez utwory Jeśli popatrzeć na Biecz…, Trudno wytłumaczyć przybyszowi… czy Góra Zamkowa. Janusz Pasterski odkrywa przed nami (w utworze Pierwsza myśl…) ideę, której pozostaje wierny w całym Placu Kromera: „Pierwsza myśl to dom”.

I właśnie ów dom (zwłaszcza w pierwszym cyklu), szkoła (w cyklu drugim) stają się „płaszczyzną” powrotów i wzruszeń. Dmuchany ryż i ziarenka puchu z wiersza Tamto wcześniej funkcjonują jako odpowiednik pielęgnowania pamięci, owego „dmuchania na pamięć”, która mieści w sobie tyle dobrej treści. To nieustanna pokusa – jak w wierszu pod takim właśnie tytułem – przywoływania, ewokowania owych rozbłysków pamięci w postaci rzeki Ropy, znajomych osób, kamienic, ogródka „Smakosza” i „zabawnych serwetek”.

Pomyśl
to twoja ziemia
dom nad rzeką łąka i sad
możesz biec dywanami pól
[…]
zieloną tonią wody

Poczucie swojskości domu, bliskości, bezpieczeństwa, swoistego asylum, łatwo wszakże odnaleźć i w poezji Andrzeja Topczyja. Jego wiersz Liryka opisowa przynosi egzystencjalną prawdę:

Tak nam dobrze w skórze domu,
Jak w łupinie ziarnu:
Tu jest bajka, a za oknem
Czai się realność.

Symbolika domu, sfera bliskości i wtajemniczenia w mistykę znanego miejsca, jaką niesie dzieciństwo – wszystko to wybrzmiewa z obu bieckich zbiorków wierszy. Beatus ille, qui procul negotiis – zdawać by się mogło, iż ta horacjańska prawda emanuje z tomików Plac Kromera i W stronę ulicy Parkowej.

Janusz Pasterski kreuje Biecz na miarę Drohobycza Brunona Schulza. Zapadające się w niepamięć i nieistnienie miejsca i rzeczy (tytułowe „mapa” czy „sklep” – który „pewnej jesieni znikł na dłużej”, Ulica Proletariatu), ojciec, który odchodzi pełen tajemnicy, labirynty miejskich zaułków i miasto „rozedrgane kolorem” (choćby Dolina cynowej rzeki) przywodzą na myśl Sklepy cynamonowe wielkiego twórcy okresu międzywojennego. Zwłaszcza pierwsze dwa cykle Placu Kromera przynoszą prawdziwe bogactwo odsłon miasta, odmalowanego z sentymentem, wrażliwością artysty, emocjonalnym piętnem.

Jednakże Biecz u Pasterskiego zyskuje także bogactwo utrwaleń z perspektywy historycznej: dawnych ujęć miejsc, znanych ludzi, którzy z miastem byli związani. Taką perspektywę, oczywiście wzbogaconą poetycką wyobraźnią, przynoszą wiersze: Lucjan Siemieński wygląda przez spróchniałe okno, Ulica Piekarska rok 1802, W szkicowniku Wyspiańskiego czy Potocki każe zaprzęgać… W ten sposób miasto dojrzewa tradycją, nabiera klasycznego powabu poprzez artystyczne utrwalenia i dowody zbratania z nim wielkich ludzi. Zresztą historia życia podmiotu lirycznego tętni tu na równi z bogactwem historii, tradycji Biecza, który niegdyś „Jak przystało na graniczną twierdzę, […] zapewniał państwu bezpieczeństwo i stały rozwój” (Jeśli popatrzeć na Biecz).

Trzeci cykl w zbiorku Janusza Pasterskiego Iksjon przynosi wędrówki w sensie geograficznym, które łączą się z odwołaniami historycznymi, mitologicznymi i literackimi. Jednakże wydaje się, że obraz świata przesączony jest tu przez swoistą biecką perspektywę, filtr wyobraźni. Bliski powrót dokonuje się z „popijarskich murów rzeszowskiego muzeum („kiedyś w bieckim klasztorze także patrzyłem/ na kwadratowy podwórzec” – w wierszu tytułowym tego cyklu), jak i z bardziej odległego pałacu w Knossos („Nie jestem stąd / Niech mnie to tłumaczy / Wobec nagich skał i białych kamieni / Mijanych w milczeniu”) – w przypadku wiersza Knossos. Prolog. Ale wszakże i z tego cyklu wyłania się postać ojca (wiersz Ojciec siedzi nieruchomo…), który jawi się „jak w mglistym labiryncie snu”.

W jakimś sensie zbiorek Andrzeja Topczyja W stronę ulicy Parkowej może korespondować z tym ostatnim cyklem tomiku Janusza Pasterskiego. Właśnie ta biecka perspektywa, pewien duch miejsca, które w znacznej mierze jawi się jako religio loci, sfera sakralnej kohezji w subiektywnej percepcji obu autorów, jest pewnym łącznikiem między nimi. Bo Biecz staje się także zuniwersalizowaną areną myśli, twórczych poszukiwań, przygód człowieka myślącego, intelektualnych rozmów z sobą. Hic et ubique – tu i wszędzie, można by rzec, odwołując się do twórczych przemyśleń obu poetów.

Znacznie skromniejszy zbiorek Topczyja (21 wierszy), formalnie bardziej zespolony z tradycją poetycką poprzez występowanie układu stroficznego i rymów, wybiegając ku różnym osobom, tematom, czasom naprzeciw, także potrafi zespalać „bieckość” z uniwersalną prawdą o poszukiwaniu szczęścia, dobra, miejsca w życiu. Dedykowany Januszowi Szuberowi wiersz Portret poety kończy Andrzej Topczyj słowami:

Lecz dopóki trwa mojość, dopóki trwa waszość,
Wśród pracowitych zdziwień pamięci przedmurze
Stawia, zwołując cienie i wspomnienia rzeczy,
I tworzy swą mozaikę, nawet gdy trwa burza.

Zauroczenie Bieczem, twórcze oddanie się miastu wcale zresztą nie oznacza pełnej unifikacji w sferze poglądów, skali odczytań czaru, metafizyki owego miejsca. W wierszu Wyświetlenie pisze Topczyj: „I kłócąc się celebrujemy naszą miłość do Biecza,/ Zamiast iść najprostszą drogą”. Jak w zbiorze wierszy Pasterskiego, tak i u Topczyja miłość do tego szczególnego miejsca, z którym zespoliło ich życie, nie przeszkadza w otwartości spojrzenia na świat, ciekawości zgłębienia filozofii życia innych ludzi, twórczych podniet, które im towarzyszą. Jak u Pasterskiego możemy odkryć ową nostalgię, harmonię doznań, pewną ich apollińskość, to Topczyj potrafi być bardziej dionizyjski, buntowniczy, cygański i kozacki. Często zresztą dokonuje się to poprzez powroty do młodych, buńczucznych lat w spokojnej scenerii wieku męskiego, kiedy „kolejne piwo szybko pije” (wiersz Dlatego że) czy „gdy wsparty o parapet patrzy wzrokiem smętnym” (W stronę ulicy Parkowej).
Ulica Parkowa wydaje się łączyć z buntem Andrzeja Topczyja przeciw skomercjalizowanemu światu, w którym „Lepiej żyć po cichutku… Szekspira nie czytać” (wiersz Wesoły dekadent). Pobrzmiewają tu jednakże i motywy życia w trasie (Podróż), krakowskie reminiscencje z młodości (List do emigrantki) czy ma miejsce przywołanie zapomnianej nieco znajomości (Dziewczyna o oczach Bazyliszka). Ten bunt dotyczy także owego ustatkowania się, zasiedziałości, którą wszakże – na zasadzie paradoksu (jak przeciwstawienie spokoju i burzy w Portrecie poety) w wielu wierszach poeta gloryfikuje. Jednakże ze sporą dozą autoironii i goryczy w Wierszu o miłości pisze:

Przecież się kiedyś uspokoję.
Ogolę równo i ożenię,
I będę schlebiał płaskim gustom,
I zacznę wierzyć w przeznaczenie.

Szczególny urok Biecza, jego cała „dostojność wieków”, a nawet pewne wymiary sakralizacji oblicza z owym werniksem pamięci, nie oznacza wszakże wyidealizowanej poetyckiej wizji oprawionej w sentymentalne ramy. Janusz Pasterski w wierszu Nie lubię słowa Galicja w taki sposób pisze o rodzinnych stronach:

wolę imiona prawdziwe
napęczniałe popiołami i krwią
wydobyte spod ruin i gruzów
to one
jak sekretne ścieżki prowadzą mnie
w ojczyste strony.

Jakkolwiek miłość do rodzinnego miasta, ów dojrzały sentyment, miejsce i rok wydania oraz wiele innych elementów (między innymi obrazów tych samych miejsc czy podobnych pokoleniowo odwołań do czasów dzieciństwa) pozwalają oba te zbiorki zestawić ze sobą, to jednak znalazłoby się też wiele powodów, by potraktować je oddzielnie, z całym bogactwem indywidualnych wyróżników. Poetyka, skala bieckich odniesień, piętno twórczej osobowości są wszakże bardzo różne w przypadku Placu Kromera Janusza Pasterskiego i W stronę ulicy Parkowej Andrzeja Topczyja. Te ciekawe, niedawno wydane zbiorki czekają i zasługują na taki właśnie ogląd, i wierzę, że ta recenzencka wspólna „rama twórcza” stanie się zachętą do zgłębienia obu bieckich dzieł.

Janusz Pasterski, Plac Kromera, Dan-Lex Gorlice, Biecz 2009;
Andrzej Topczyj, W stronę ulicy Parkowej,
Towarzystwo Kulturalne Biecza i Regionu
im. bp. Marcina Kromera, Biecz 2009.

Ryszard Mścisz